Kenneth Wapnick mówi: „Pozwólcie Państwo, że powiem kilka słów o związku początkowych rozdziałów tekstu z tym, co Helen pierwotnie zapisała.  Krótko mówiąc – ponieważ większość z Was zna tę historię – Helen zapisywała w notatnikach to, co Jezus jej dyktował.  Posługiwała się stenografią – jej własną szczególną wersją, która łączyła różne, dobrze znane metody, z jej własnymi wariacjami.  Następnie dyktowała to, co zapisała, Billowi Thetford, który to przepisywał na maszynie.  To, co Bill przepisał na maszynie, jest tym, do czego zwykle nawiązujemy jako do urtekstu.  Słowo „ur” pochodzi z biblijnej opowieści o Abrahamie, który urodził się w Ur chaldejskim.  Po prostu używane jest jako symbol początków czegoś.

Tak więc, gdy mówimy o urtekście, mamy na myśli pierwszą wersję rękopisu.  A zatem istnieją słynne urteksty dzieł Szekspira i wielu innych mistrzów literatury.  W odniesieniu do Kursu Cudów posługiwaliśmy się tym określeniem dla tego, co Bill przepisał na maszynie, czyli dla oryginalnego maszynopisu opartego na notatnikach Helen.  Helen dwukrotnie przepisała potem ten maszynopis.  Następnie była przedostatnia wersja, ta, którą ja zobaczyłem, gdy spotkałem Helen i Billa.  Jest to ta wersja, którą Helen i ja zredagowaliśmy, przygotowując ją do druku w postaci opublikowanego tekstu.

To, co Helen pierwotnie usłyszała i spisała w swych notatnikach i co było w dużym stopniu zanotowane w urtekście, zawierało wiele osobistego materiału.  Podczas początkowych tygodni przepisywania Helen była dość nerwowa z powodu tego, co się działo.  Myślę, że nie chodziło tu zbytnio o to, co zapisywała, choć to z pewnością ją niepokoiło, lecz o sam proces, w którym to wszystko pochodziło od Jezusa.  I myślę również, że jej skrępowanie było związane z jej doświadczaniem jej związku z Jezusem – jego bliskości – związku, którego nie mogła już teraz ignorować, ponieważ słyszała teraz jego głos przez cały czas.

Powiedziałbym również, że jej słuch podczas tych początkowych tygodni nie był zbyt dobry.  Oto przykład, którym zawsze się posługiwałem i który chyba najlepiej oddaje to, co się działo: jeśli przebywasz przez dłuższy czas poza domem i potem powrócisz, gdy otworzysz kran, woda, która zeń płynie, jest zazwyczaj brudna, zwłaszcza jeśli jest to starszy dom.  Są w niej rdza i inne minerały, których tam być nie powinno.  I w miarę jak woda zeń płynie, potrzeba czasu, by wszystkie te nieczystości się wypłukały i by znów leciała czysta woda.  W pewnym sensie myślę, że właśnie to stało się z Helen.  Nie posługiwała się swą zdolnością przepisywania przez bardzo długi czas.

W jednej z jej wizji, która poprzedziła Kurs, ujrzała siebie, jak odkryła urządzenie mechaniczne w łodzi wiosłowej wyciągniętej na brzeg.  Opisała to urządzenie jako „starożytny nadajnik i odbiornik”, który później, gdy zaczął się Kurs, zrozumiała jako symbol tej zdolności otrzymywania posłań od Jezusa w swym umyśle, a następnie przekazywania ich poprzez ich zapisywanie.  W rzeczy samej, w wizji tej pojawia się nieznajomy i po chwili Helen rozpoznaje go jako Jezusa.  „Nieznajomy” ten mówi do niej: „nic jeszcze z tym nie rób.  Nie jesteś gotowa”.  Było zatem oczywiste, że musiały w Helen nastąpić pewne przygotowania, by pozwolić jej słyszeć tak wyraźnie i tak czysto, jak czyniła to później.  Lecz tak na początku nie było.  Zapisała więc rzeczy, które, szczerze mówiąc, są błędne.  Wiele z nich Jezus później skorygował.  Styl był bardzo niezręczny i niezdarny.

Jeszcze raz, jak właśnie wspomniałem, przez samo nauczanie przeplatało się bardzo dużo osobistego materiału, który Jezus dawał Helen, by pomóc jej zaakceptować to, co się działo, i pomóc jej w jej związku z Billem.  Były tam posłania dla Billa oraz posłania, które były próbą udzielenia im pomocy nie tylko w ich związku, lecz również w innych związkach w ich życiu.  Był tam też materiał, który stanowił próbę udzielenia im pomocy w zapełnieniu luki między bardzo konserwatywną, psychoanalityczną psychologią, w którą oboje wierzyli, a psychologią Kursu.  W wyniku tego, był tam materiał dotyczący Freuda, a także Junga, Ranka i innych neo-Freudystów. Był tam również materiał dotyczący chorób umysłowych i umysłowego opóźnienia, co było dziedziną Helen.

Ponadto Bill był bardzo zaabsorbowany Edgarem Casey, rozpocząwszy czytanie go, gdy wiosną 1965 roku Helen zaczęła doświadczać wszystkich swoich przeżyć.  Bill był bardzo zainteresowany Casey’em i czytał mnóstwo tego, co on napisał.  Potem kazał Helen czytać Casey’ego i zabrał ją, wbrew jej sprzeciwom i protestom, prawie dosłownie przy akompaniamencie jej wrzasków i krzyków, do Virginia Beach na spotkanie z Hugh Lynn Casey, który był synem Edgara Casey.  A zatem na początkowych stronach jest dużo materiału o Casey, jak również dużo jego stylu.

Materiał Casey, dla tych z Was, którzy go nie znają, zawiera pewne dość błyskotliwe nauki, lecz napisany jest bardzo archaicznym, niezgrabnym stylem.  Nie jest to zbyt piękne pisarstwo.  Trochę z tej niezręczności we frazeologii i terminologii można odnaleźć w tym początkowym przepisywaniu Helen.

Gdy Helen dyktowała to Billowi, po prostu dyktowała wszystko to, co zapisała, z bardzo, bardzo nielicznymi wyjątkami – materiału, który był osobisty.  Następnie ona sama i Bill usunęli to, co wyraźnie tam nie pasowało.  I Jezus mówił im bardzo wyraźnie, że nic o specyficznej lub osobistej naturze nie miało miejsca w tych „notatkach”, co było jego określeniem dla tego, co dyktował Helen.  A więc z tego, co teraz mamy w opublikowanej wersji, cały osobisty materiał został usunięty.  Usunięty został cały materiał, który przeznaczony był jedynie dla Helen i Billa, na przykład to, co dotyczyło Casey i Freuda, ponieważ tam nie pasowało.  Niestety to, co zostało, zawiera trochę niezgrabności frazeologii i stylu, jak również i luki, które pozostały, gdy osobisty materiał został usunięty.

Początkowe przepisywanie nie polegało na tym, że Jezus stał z mikrofonem w uchu Helen i to dyktował.  Przypominało to raczej dialog, w którym Jezus coś mówił, Helen zadawała mu pytania, a Jezus jej odpowiadał.  Przechodzili na inne tematy.  Czasami Jezus łagodnie i miłująco strofował Helen za zmienianie tematu po to, by nie zajmować się tym materiałem.  Usunięcie tych fragmentów pozostawiło jednak lukę, a więc musieliśmy zapełnić tę lukę pomniejszymi słowami.  Lecz z tych powodów nie czyta się tego łatwo.

Wstęp, taki jakim mamy go teraz, nie był częścią oryginalnego dyktowania. Kurs rozpoczął się od: „To jest Kurs Cudów.  Proszę robić notatki”.  A potem, „Pierwszą rzeczą, jaką należy pamiętać o cudach, jest to, że nie ma w nich porządku trudności”.  W przeciągu kilku tygodni Helen zaczęła narzekać Jezusowi na ten niemożliwy materiał, który jej dyktował, mówiąc mu: „zakładam, że jest to dobrowolny kurs”, co było wyraźnym powołaniem się na to, co ma miejsce na uniwersytetach, gdzie pewne przedmioty są obowiązkowe dla wszystkich studentów.  Na przykład, każdy student musi wziąć obcy język, matematykę, nauki przyrodnicze lub historię – cokolwiek by to było.  A potem są inne, dobrowolne kursy, które student może sobie wybrać.  Z pewnym wdziękiem powiedziała więc: „zakładam, iż jest to dobrowolny kurs”.  A on odpowiedział z równym wdziękiem: „nie, to nie jest dobrowolny kurs, to jest kurs obowiązkowy”.  A następnie dodał: „Jedynie czas, w którym go przerabiasz, jest dobrowolny.” Oto, co te zdania we Wstępie znaczą.

Nie miało to na celu sugerowanie, że wszyscy na całym świecie muszą przerobić Kurs Cudów.  Oznaczało to jednak, że dla Helen i Billa był to kurs obowiązkowy, ponieważ oń poprosili.  Proszę pamiętać, że poprosili o inny sposób odnoszenia się do ludzi.  Nie można by chyba poprosić o lepszą odpowiedź na to pytanie o otrzymanie lepszego sposobu odnoszenia się do innej osoby: bez osądu, potępiania, krytyki, ataku, itd.

Jeszcze raz, tekst, taki jakim jest teraz, niekoniecznie został podyktowany słowo po słowie.  Odnosi się to głównie do pierwszych czterech czy pięciu rozdziałów.  Powinienem również wspomnieć, że na początku nie było pięćdziesięciu zasad cudów.  W rzeczy samej, nie było ich pięćdziesiąt po kolei, tak jak one wyglądają teraz.  Było stwierdzenie zasady cudów, a potem dyskusja.  I, znowu, dyskusja mogła czasami zboczyć nieco z tematu.  Nie z tematu, który byłby pomocny dla Helen, lecz z tematu dotyczącego samego nauczania.  Pewne fragmenty materiału, który obecnie jest w pierwszym rozdziale, w akapitach następujących po pierwszych pięćdziesięciu zasadach, był początkowo częścią samych zasad cudów – częścią dyskusji.  Gdy potem pracowaliśmy nad redagowaniem, gdy ja to zobaczyłem, myślę, że były pięćdziesiąt trzy zasady.  Oni je zredukowali do pięćdziesięciu trzech.  A potem Billowi przyszło na myśl, że powinno ich być pięćdziesiąt, ponieważ pięćdziesiąt jest ładną, okrągłą liczbą.  Dlatego jest pięćdziesiąt zasad.  Trzy, które zostały usunięte, nie zaginęły, lecz zostały wkomponowane w materiał.  Zostały po prostu inaczej przedstawione.

Wspominam o tym raz jeszcze, gdyż tak wiele ludzi patrzy na Kurs z najwyższą czcią – tak jakby każde słowo było absolutnie święte i nienaruszalne i nie można go było tknąć.  Helen nie odczuwała tego w stosunku do niego.  Było dla niej bardzo jasne, że nie zmieniłaby żadnego z ważnych słów.  Ale wszelkie „że”, „które” – i „tamte i owe”, jak zwykliśmy mawiać na Brooklynie – oczywiście nie były ważne dla samego nauczania, a zatem dokonywała tego rodzaju zmian.  Jeszcze raz, większość tych zmian miała miejsce na samym początku.

A zatem wszyscy czuliśmy, że to, co teraz mieliśmy, było dokładnie takie, jakim Jezus tego chciał – że materiał, który tam nie pasował, nie był pozostawiony.  Problemem było nadal to, że, prawdę mówiąc, pierwszych czterech rozdziałów nie czytało się dobrze.  W miarę jak tekst posuwa się dalej, pismo staje się coraz piękniejsze i ostatnia połowa tekstu, akapit po akapicie, przepełniona jest wspaniałym białym wierszem.  Nie dotyczy to jednak pierwszych czterech rozdziałów.  I Helen zawsze bardzo się ich wstydziła.  W rzeczy samej, gdy ktokolwiek w tych pierwszych dniach chciał zobaczyć Kurs – a ona pokazywała Kurs bardzo, bardzo, bardzo niewielu ludziom (i nie pokazałaby im całego Kursu) – pokazywała jedynie te naprawdę piękne, rapsodyczne, ekstatyczne fragmenty.  I zawsze wstydziła się niejako tej wcześniejszej części, do tego stopnia, że gdy nad nią pracowaliśmy i ją redagowaliśmy, powiedziałem do niej: „wiesz co?  Zaoszczędziłoby to nam obojgu dużo czasu, gdybyś poprosiła Jezusa, by ci po prostu ponownie podyktował pierwsze cztery rozdziały”.  Nie myślałem naprawdę, że zrobiłaby to, i ona nie myślała, że mogłaby to znowu wytrzymać.

Tak więc pierwsze cztery rozdziały są takie, jakie są.  Pomimo wszystkiego, co powiedziałem, są one w dalszym czasie nadzwyczajne z uwagi na to, co zawierają.  Idee nie wynikają płynnie jedna z drugiej, tak jak ma to miejsce później, ale idee i stwierdzenia są tu niezwykłe w tym sensie, że zawierają całość systemu myślowego Kursu, nawet jeśli nie jest on wyrażony ładnie, a czasami brzmi wręcz niejasno.  A zatem mamy tu i tak rodzaj skarbnicy, z której możemy czerpać, lecz Helen chciałaby jedynie, bym wszystkich przeprosił, jeśli pismo nie dorównuje temu, co znajduje się później.”

Powyższy fragment pochodzi ze strony
http://www.miraclestudies.net/Polish3.html