W dialogu na temat Kurs Cudów i chrześcijaństwo”
biorą udział dr Kenneth Wapnick i dr W. Norris Clarke, T.J.

„WPROWADZENIE

CLARKE: Chciałbym rozpocząć tę rozmowę od wyrażenia mojego uznania dla dr. Wapnicka – będę go odtąd nazywał Kennethem – za jego chęć ukazania elementarnych różnic między tradycyjnym chrześcijaństwem a Kursem cudów.

Kilka lat temu, gdy po raz pierwszy usłyszałem o Kursie cudów, wziąłem udział w sześciogodzinnym warsztacie Kennetha na temat podstawowej doktryny Kursu. Było dla mnie jasne, że między chrześcijaństwem a Kursem cudów istnieje wiele rozbieżności, ale zdumiało mnie, że Kenneth był całkowicie gotów to przyznać. Naprawdę szanuję jego autentyczność. On nie próbuje owych niepodobieństw zatuszować. Potwierdza całkiem wyraźnie istnienie poważnych różnic między Kursem a tradycyjnym chrześcijaństwem, zwłaszcza takim, jakim zostało ono wyrażone w rzymskim katolicyzmie, lecz również, jak myślę, w większości głównych tradycji protestanckich. Kenneth to przyznaje i nie próbuje tego ukryć. To godne podziwu, gdyż wydaje mi się, że niektóre osoby prezentujące Kurs cudów starają się tuszować ten fakt i mówią, że Kurs stanowi jedynie rozszerzenie zwykłych nauk chrześcijańskich. Kenneth wyraźnie odrzuca takie zdanie, dowodząc w ten sposób, iż jest prawdziwie autentycznym, szczerym nauczycielem usiłującym przedstawić Kurs w oparciu o jego własną wartość jako samodzielną ścieżkę. To świetne podejście – dzięki niemu ludzie, którzy chcą podążać ową ścieżką, będą wiedzieli, co czynią.

WAPNICK: Jeśli mogę odwzajemnić komplement, to chciałbym powiedzieć, że poza wielkim podziwem, jaki żywię dla o. Clarke a jako filozofa i nauczyciela, również ogromnie podziwiam go i szanuję za to, że jest osobą, która z łagodnością i bezbronnością bardzo wyraźnie prezentuje te różnice oraz stanowisko zajmowane przez Biblię i tradycyjne chrześcijaństwo. Właśnie dlatego jesteśmy niesłychanie wdzięczni, Norrisie, za to, że jesteś tutaj z nami, abyśmy mogli razem przeprowadzić ten dialog.

Myślę, że jeśli zaczniemy od podkreślenia faktu, iż Kurs cudów jest napisany właściwie na dwóch poziomach, pomoże nam to wyjaśnić niektóre różnice i podobieństwa, o jakich będziemy mówili. Pierwszy z nich, który czasami nazywam Poziomem Pierwszym, to poziom metafizyczny kontrastujący czysty stan Nieba jako jedynej rzeczywistości i jedynej prawdy ze złudną naturą świata fizycznego. Tak więc ów poziom metafizyczny kontrastuje Niebo ze światem, Boga z ego, prawdę ze złudzeniem.

Drugi Poziom Kursu, jak go niekiedy nazywam, to bardziej praktyczny poziom nauk o przebaczaniu. Na tym poziomie zajmuje się on jedynie światem fizycznym oraz naszymi tutejszymi doświadczeniami jako snem. Przeciwstawia dwa sposoby postrzegania tego świata, a także życia w nim – pierwszy to podążanie za przewodnictwem Ducha Świętego, drugi zaś to słuchanie głosu ego. Głos Ducha Świętego mówi o jednoczeniu, łączeniu się i przebaczaniu, natomiast głos ego mówi o grzechu, winie, lęku, oddzieleniu, ataku i osądzie. Właśnie w kontekście owych dwóch poziomów będziemy usiłowali zbadać niektóre z podobieństw, a także najistotniejsze różnice pomiędzy Kursem cudów a tradycyjnym chrześcijaństwem.

CLARKE: Mam trudności z pojęciem tych dwóch różnych poziomów nie tyle w odniesieniu do rzeczywistości, lecz co do bycia realnym i nierealnym, złudzeniem i rzeczywistością, ale być może zagłębimy się w to później.

WAPNICK: Chyba tak.

PODSUMOWANIE I KONKLUZJE

CLARKE: Myślę, że omówiliśmy już główne punkty niezgodności między Kursem a chrześcijaństwem z naszego punktu widzenia, i nadszedł teraz czas, by przejść do konkluzji. Pozwól, że podsumuję te różnice w streszczonej formie:

1) Chrześcijaństwo wierzy, że Bóg stworzył ten materialny świat z niczego, co istniało przedtem, że jest on niedoskonały, lecz nadal pozostaje wizerunkiem Boga i jest zasadniczo dobry, a także stanowi teatr naszego moralnego oraz duchowego rozwoju w kierunku osiągnięcia pełnej dojrzałości jako synowie i córki Boga na pielgrzymce ku ostatecznemu szczęśliwemu zjednoczeniu z Bogiem w przeobrażonych lub chwalebnych ciałach w Niebie. Kurs wierzy, że ten materialny świat w ogóle nie jest produktem Boga, lecz częścią wyjściowej jaźni Chrystusa, która oderwała się wskutek czegoś w rodzaju snu o oddzieleniu od Boga (nie zaś rzeczywistego oddzielenia) i wytworzyła ten materialny świat jako świat snu lub projekcji myśli przedstawiającej podjętą przez ego próbę ucieczki od Boga. Bóg nie wie nawet o istnieniu tego świata snu, gdyż jest on faktycznie nierzeczywisty.

2) Dla chrześcijaństwa Jezus jest jedynym Synem Bożym, Drugą Osobą w Trójcy Jedynego Boga, a zatem posiada tę samą boską naturę, co jego Ojciec, i dobrowolnie przybrał rzeczywiste ciało oraz naturę ludzką, zrodził się z Marii, odbył człowieczą wędrówkę w ciele w tym materialnym świecie, by pokazać nam, jak żyć jako autentyczne dzieci boże, naprawdę umarł na krzyżu, by odpokutować za nasze grzechy, i zmartwychwstał ponownie w rzeczywistym, lecz chwalebnym ciele, by w tej postaci na zawsze przebywać ze swoim Ojcem i Duchem Świętym w Niebie. Kurs wierzy, że Jezus nie jest naprawdę boski w swojej naturze, lecz że stanowi część oryginalnej jaźni Chrystusowej, która usiłowała oderwać się od Boga, by stworzyć zamieszkały przez nas teraz świat snów. Był on jednak pierwszym, który obudził się z tego snu i rozpoznał go jako sen. Teraz jest miłującym nauczycielem i pomaga pozostałym z nas obudzić się również. Nie posiada zatem rzeczywistego ciała, naprawdę nie umarł na krzyżu ani nie zmartwychwstał, zachowując na zawsze rzeczywiste ciało. Wszystko to stanowi jedynie część świata snów powstałego z projekcji myśli ego o byciu oddzielonym od Boga.

3) Zgodnie z chrześcijaństwem, Jezus naprawdę umarł na krzyżu, by odpokutować za ludzkie grzechy, by uświadomić nam zarazem głębię zła w poważnym grzechu, jak i jeszcze większą głębię miłości boskiej, która pragnie nam przebaczyć i przywrócić nas do nawet wyższego zjednoczenia z Bogiem. Zmartwychwstał w rzeczywistym, lecz chwalebnym ciele, by skutecznie dokonać w nas tego przywrócenia do nawet bliższego zjednoczenia z Bogiem niż zanim zgrzeszyliśmy. Z drugiej strony Kurs uczy nas, że Jezus nigdy naprawdę nie umarł na krzyżu; jego śnione ciało zostało zaiste powieszone na krzyżu, lecz jedynie pozornie umarło zgodnie z projekcjami myśli tych, którzy życzyli mu tego, by skazano go na śmierć, gdyż chcieli się go w ten sposób pozbyć, a przez to pozbyć się również i Boga. Nie zmartwychwstał zatem naprawdę w rzeczywistym ciele, które nigdy i tak nie było rzeczywiste. Przekaz Ewangelii jest po prostu symbolem pamiętania Jezusa przez jego uczniów.

4) Zgodnie z nauką chrześcijańską Eucharystia jest sakramentem przemiany chleba i wina w rzeczywiste ciało i krew Chrystusa ukryte pod pozorem chleba i wina. Sakrament ów powtarza się nieskończenie podczas mszy katolickiej lub liturgii eucharystycznej dla uczczenia pamięci śmierci Jezusa za nasze grzechy. Kurs nie dopuszcza możliwości żadnej takiej rzeczywistej przemiany chleba i wina w ciało i krew Jezusa, ponieważ on nigdy nie posiadał rzeczywistego ciała. Możemy to więc tylko rozumieć jako czczenie pamięci miłości, jaką Jezusa żywił dla nas.

5) Według Kursu naturą świata snów, w którym teraz żyjemy, jest to, iż nie reprezentuje on autentycznej rzeczywistości, a jedynie projekcję myśli o pozornym oddzieleniu od Boga, z której nasze złudne ego powstało, oraz jego snucie tego snu o materialnym, oddzielonym od Boga świecie jako ucieczce ego przed snem o ścigającej je zemście Boga. Ów świat snów nie został wytworzony przez nasze obecne indywidualne ego, lecz przez jedno, pierwotne ego, które odłamało się w swoim świecie myśli, a następnie progresywnie rozczłonkowało na wiele fragmentów, których doświadczamy dziś jako indywidualnych ludzi. Gdy jednak znajdziemy się już w owym świecie snów, musimy w nim żyć i radzić sobie z nim w sposób moralnie odpowiedzialny oraz pełen miłości i przebaczenia, tak jak uczył nas Jezus, abyśmy mogli przebudzić się ze snu, kiedy tylko ukończymy naszą naukę w tej sali lekcyjnej, i ponownie zwrócić się do błogiego zjednoczenia z Bogiem, którego nigdy naprawdę nie utraciliśmy. Chrześcijańscy myśliciele są przeciwni idei, że nigdy naprawdę nie zgrzeszyliśmy ani nie odwróciliśmy się od Boga i że w świecie snów moglibyśmy posiadać konieczną wolną wolę, by podejmować autentyczne decyzje moralne, lub postanowić powrócić do Boga. Lękają się, że ta idea odebrałaby rzeczywistość oraz kluczową istotność moralnemu światu, ponieważ wierzą, że jedynie rzeczywiste osoby mogą podejmować autentyczne decyzje moralne.

WAPNICK: No cóż, myślę, że znowu w zasadzie zgadzamy się co do tych głównych kwestii, lecz chciałbym ponownie przedstawić niektóre z twoich stwierdzeń dotyczących Kursu, a zwłaszcza ich związek ze stanowiskiem chrześcijaństwa.

Zacznę od tego, że Kurs cudów z pewnością nie zgodziłby się z tym, iż ostateczne błogie zjednoczenie z Bogiem dokonuje się w przemienionym lub chwalebnym ciele. Jego stanowiskiem jest to, jak już widzieliśmy, że ciała zachowują nas w oddzieleniu i w stanie niepodobnym do naszej prawdziwej Tożsamości jako duch i Chrystus, jeden Syn Boży. Dlatego też nigdy nie znalazłbyś w nim takiej dychotomii, jaką widzimy u św. Pawła między Jezusem, jedynym Synem Bożym, a resztą nas, adoptowanymi synami Bożymi.

Jeśli chodzi o Jezusa, to Kurs cudów nie przeczyłby, iż jest on boski, pod warunkiem, że zrozumiemy, iż takim jest każdy z nas jako Chrystus i że ontologicznie nie ma między nami żadnej różnicy. W Chrystusie nie ma jednak również indywidualności. Jeden Syn Boży ma tylko jedno imię Chrystus. Kurs nigdy nie mówiłby o Jezusie jako części oryginalnej jaźni Chrystusa, która usiłowała oderwać się od Boga itd. Przypomnijmy raz jeszcze, mówienie w ten sposób nadaje oddzieleniu rzeczywistość, a Kurs stanowczo mówi, że ono nigdy nie nastąpiło. Nie używałby nawet słowa jaźń, by opisać stan Chrystusa, ponieważ jest to określenie dualistyczne, które zadaje kłam niedualistycznej jedni Nieba.

Odnośnie do ukrzyżowania Jezusa chciałbym dodać do twoich spostrzeżeń, Norrisie. Jezus Kursu cudów pokazywał fałszywość naszej nieświadomej myśli o tym, że zabiliśmy Boga i Jego Miłość. Pozwalając śniącym sen świata oddzielonym odegrać w formie ich nieświadomą wiarę w zamordowanie Boga i ukrzyżowanie Jego Syna, Jezus pokazał co następuje: 1) ciało nie jest naszą rzeczywistością; 2) nie można zniszczyć Boga, Jego Syna i Ich Miłości 3) sen o śmierci nie wywarł na niego żadnego wpływu, gdyż on nie spał, a zatem był niepodatny na myśli o ataku oraz na postępowanie w trakcie snu. Jak już powiedziałem poprzednio, Kurs stwierdza, że przesłanie ukrzyżowania brzmi: ucz jedynie miłości, ponieważ nią jesteś.

Jeszcze jedno o Jezusie i o ewangeliach ponieważ biblijny przekaz o Jezusie jest tak odmienny od przekazu zawartego w Kursie, nie można naprawdę powiedzieć, tak jak ty to uczyniłeś, że według Kursu przekaz Ewangelii jedynie symbolizuje to, jak pamiętali Jezusa jego uczniowie. Przychodzi mi na myśl coś, co powiedziałeś mi wiele lat temu, Norrisie. Gdy usłyszałeś moją wypowiedź, że Kurs przyszedł jako poprawa chrześcijaństwa, zauważyłeś, i to całkiem trafnie, że gdy coś się poprawia, zachowuje się podstawową strukturę oryginału. Kurs cudów natomiast nie zachowuje niczego z oryginalnej struktury chrześcijaństwa. To samo można by równie słusznie powiedzieć o Kursie i biblijnym przekazie o życiu, śmierci oraz zmartwychwstaniu Jezusa.

Podobnie jest z doktryną eucharystii – jak widzieliśmy, Kurs zawiera co najmniej dwa ustępy konkretnie obalające nauki Kościoła o pragnieniu Jezusa, by dzielić się ciałem ze swoimi zwolennikami. Jednak – podobnie jak wszystkiego innego na świecie ego – Duch Święty mógłby użyć rytuału komunii w innym celu: w tym przypadku jako przypomnienia, że Jezus przyszedł, by dzielić z nami swój umysł, a nie ciało. Sam w sobie, w oderwaniu od ogólnego celu przebaczania, sakrament ów nie ma żadnego znaczenia.

Podsumowując możemy powiedzieć, że podczas gdy Kurs cudów nie posłużyłby się określeniem moralnie odpowiedzialny w sposób, w jaki używa się go w naszym społeczeństwie, to z pewnością nakłaniałby swoich studentów, jak zauważyłeś, do życia w miłości i przebaczeniu. Ponadto – co już omówiliśmy Kurs gorąco zachęca swoich studentów do brania odpowiedzialności, lecz jest tu mowa o odpowiedzialności na dużo głębszym poziomie. Jako studenci Kursu cudów jesteśmy proszeni o przyjęcie odpowiedzialności za wszystkie myśli pochodzące z decyzji naszego umysłu, by połączyć się z ego lub z Jezusem. Z tej decyzji wywodzą się nasze przekonania, uczucia i postępowanie. Jeśli nie zmienimy tej fundamentalnej decyzji i nie opowiemy się za Duchem Świętym zamiast za ego – za prawidłowym zamiast nieprawidłowym umysłem – to sama zmiana postępowania nigdy nie uzdrowi. Na dłuższą metę zaś wzmocniłoby to brak odpowiedzialności na wszystkich poziomach naszego doświadczenia czego dowodzą dzieje tej planety – ponieważ nie przyjęliśmy podstawowej odpowiedzialności za naszą pierwotną decyzję oddzielenia się od Miłości Bożej.

Pragnę raz jeszcze powtórzyć, że podstawową cechą charakterystyczną Kursu cudów jako duchowości, tkwiącą w samym sednie różnic, które tak trafnie podsumowałeś, jest jego monizm. Chrześcijaństwo, podobnie jak przed nim judaizm, jest dualistycznym systemem myślowym, w którym Bóg i świat, duch i materia współistnieją jako oddzielne stany i obydwa są rzeczywiste. Rzeczywistość widziana jest zatem jako wymiar przeciwieństw – jak dobro i zło w wyraźnym odróżnieniu od tego, jak rzeczywistość rozumiana jest w Kursie, czyli jako jedynie doskonała jedność, w której nie ma przeciwieństw.

Zgadzamy się jednak ponownie co do tego, że mylenie ze sobą różnych ścieżek nie jest dla ludzi pomocne niezależnie od tego, czy są to studenci Kursu, rzymscy katolicy, protestanci, hinduiści, czy wyznawcy jakiejlkolwiek innej ścieżki duchowej. Jak wspomnieliśmy na samym początku, Kurs mówi, że jest tylko jedną ścieżką spośród wielu tysięcy.

CLARKE: Mówisz o tym bardzo szczerze i otwarcie, co bardzo podziwiam. W rzeczy samej, to ty zaprosiłeś mnie do wzięcia udziału w tym dialogu, aby z doskonałą wyrazistością wyjaśnić ludziom zainteresowanym Kursem, w jaki sposób różni się on od tradycyjnego chrześcijaństwa, w wyniku czego owe dwie ścieżki są ze sobą nie do pogodzenia. Poprosiłeś mnie, bym przedstawił różnice jasno i dobitnie, bez upiększania. Jedną z trudności, jaką Kurs może napotkać w swoim rozprzestrzenianiu się, jest to, że wielu ludzi, włącznie z niektórymi katolickimi zakonnicami i księżmi, mają tendencję upiększania tych różnic lub usiłują połączyć jedno z drugim czy zasymilować Kurs w chrześcijaństwo, gdyż obie ścieżki mówią o Jezusie. Z przykrością muszę powiedzieć, że powoduje to spory zamęt.

WAPNICK: To zaiste prowadzi do zamętu. W wyniku tego rozwadnia się zarówno bogactwo tradycji chrześcijańskiej, jak i bogactwo Kursu cudów. I zgadzam się z tobą, że dużo bardziej szczere jest powiedzenie, że te różnice istnieją i że jeśli jakaś ścieżka bardziej przybliża mnie do Boga, to będę nią podążał. Jeżeli natomiast czyni to inna ścieżka, to właśnie nią powinienem podążać.

CLARKE: Tak, nie mam trudności z przyjęciem tego, że ludzie podążają innymi ścieżkami, pod warunkiem, że czynią to szczerze i uczciwie…

WAPNICK: Wiem, że nie masz. To jest niezwykłe, z czego zapewne zdajesz sobie sprawę.

CLARKE: Widziałem jak wiele osób nadzwyczaj owocnie podążało różnymi ścieżkami, wschodnimi i zachodnimi. Spotkałem wielu takich wspaniałych ludzi z tradycji wschodniej.

WAPNICK: Pochodzące z Kursu zdanie mówi, że uniwersalna teologia jest niemożliwa, lecz uniwersalne doświadczenie jest nie tylko możliwe, ale wręcz konieczne (K-wst.2:5). Owo uniwersalne doświadczenie byłoby doświadczeniem Miłości Bożej.

CLARKE: Dobrze powiedziane!

WAPNICK: Uważam, że ponieważ jesteśmy tak rozczłonkowani, tak oddzielni i różni, każdy z nas potrzebuje innej ścieżki duchowej, by osiągnąć cel tego uniwersalnego doświadczenia. I ostatecznie jedna ścieżka nie jest wcale lepsza od żadnej innej. Na końcu one wszystkie znikają w Miłość Bożą.

CLARKE: Można by debatować, czy jedna jest lepsza od drugiej.

WAPNICK: Będzie to naszym następnym dialogiem…

CLARKE: Jeśli chodzi o kwestię niemylenia ze sobą różnych ścieżek, chciałbym zadać Ci praktyczne pytanie, nad którym się nieco głowię. Czuję, że z praktycznego poziomu Kursu można wynieść szereg konkretnych duchowych i psychologicznych nauk, o jakich wspomniałem powyżej, którymi mogą z korzyścią posłużyć się wszyscy religijni ludzie, włącznie z chrześcijanami. Wydaje mi się jednak, że wielu nauczycieli Kursu w kraju i za granicą skupia się jedynie na praktycznych naukach na tym poziomie i prawie zupełnie przeocza głębsze metafizyczne i teologiczne nauki Pierwszego Poziomu – sen i jego początek itd. To również może przyczynić się do zamętu u niektórych chrześcijan. Czy mogę Cię zatem zapytać, co sądzisz o tym podejściu: czy uważasz nauczanie Drugiego Poziomu bez tła i podstawy Pierwszego, czyli – innymi słowy – oddzielenie praktyki od teorii za rozsądne i zgodne z prawdziwym duchem Kursu? Czy usiłowanie niesienia pomocy ludziom w ten sposób jest słuszne i mądre?

WAPNICK: Moim zdaniem – nie. Istnieje wiele innych duchowości, które uczą – podobnie jak Kurs cudów – że należy przedkładać przebaczanie nad żywienie uraz, że utworzenie związku z Jezusem lub Duchem Świętym ma zasadnicze znaczenie dla naszego powrotu do domu, że Bóg nas kocha i nie próbuje nas zniszczyć itd. Nie ma jednak innej duchowości, o ile mi wiadomo, łączącej niedualistyczną metafizykę z bardzo zaawansowaną psychologią, którą znajdujemy w Kursie, oraz umieszczającej znaczenie przebaczania w kontekście owej niedualistycznej metafizyki. Usunięcie tego kontekstu z nauki o przebaczaniu prowadzi do prawdziwej utraty znaczenia nadanego mu przez Jezusa w Kursie, czyli tego – przypomnijmy raz jeszcze – że ostatecznie nie ma nic do przebaczenia, gdyż nie stało się nic, co przeszkodziłoby w pokoju i miłości, która jest Synem Bożym. A zatem w momencie, gdy usuwa się koncepcję przebaczania z metafizyki Kursu, usuwa się jego serce – jego niedualizm. Wówczas zaś nie można już w ogóle mówić o Kursie cudów, lecz o jakiejś innej, dualistycznej ścieżce duchowej. Powtarzam zatem, że takie błędne przedstawianie Kursu wszystkim przynosi szkodę.

CLARKE: Pozwól, że zakończę teraz stwierdzeniem, iż pomimo wszystkich naszych różnic możemy współdziałać na własne sposoby w celu uzdrowienia jednego z wielkich złudzeń nowoczesnego sekularyzowanego świata – przekonania, że sami w sobie jesteśmy puści (co częściowo odpowiada prawdzie), lecz że ową pustkę zapełni się ludźmi i rzeczami niepochodzącymi od Boga. W większej części świata panuje ogromna nerwowość i poczucie wewnętrznej pustki połączone ze złudzeniem konsumpcjonizmu, że posiadanie i konsumowanie coraz większej ilości dóbr materialnych uśmierzy niepokój i wypełni ową pustkę zawsze czymś innym i mniejszym od samego Boga. Im więcej jednak gromadzimy materialnych posiadłości, tym biedniejsi wydajemy się stawać wewnętrznie. Jak dawno temu i z głębokim zrozumieniem zauważył św. Augustyn: gdy zapominamy o własnych duchowych bogactwach wewnętrznych, uważamy siebie za biednych i wychodzimy na zewnątrz siebie, żebrząc pośród rzeczy materialnych, próbując się wzbogacić, lecz stając się w ten sposób coraz biedniejszymi, ponieważ niższe nie może zaspokoić wyższego. To złudzenie raju bez Boga jest zaiste przemożne.

WAPNICK: Obaj niewątpliwie zgodzilibyśmy się co do tego, że żadna miłość w tym świecie nie jest możliwa, jeżeli nie ma swego źródła w Bogu. Całym celem Kursu cudów jest udzielenie nam pomocy w przyniesieniu Duchowi Świętemu wszystkich przeszkód ego, jakie w naszych umysłach stoją na drodze do miłości – tzn. pomocy w przejściu do naszych prawidłowych umysłów, dzięki czemu będziemy mogli w końcu stać się narzędziami Ducha Świętego. Jego Miłość będzie wówczas mogła szerzyć się przez nas i w ten sposób staniemy się w tym świecie bardziej spokojni i bardziej miłujący dla nas samych oraz dla siebie nawzajem. W pięknym fragmencie z Książki ćwiczeń Jezus mówi:

Potrzebuję bowiem jedynie tego, byś usłyszał wypowiadane przeze mnie słowa i dawał je światu. Jesteś moim głosem, moimi oczyma, moimi stopami i moimi dłońmi, którymi zbawię świat (Kurs-pI.rV.9:2-3).

CLARKE: W jednym z moich artykułów, Co znaczy być człowiekiem, opartym na myślach św. Tomasza z Akwinu, podałem trzy etapy: samoopanowanie poprzez samoświadomość i rządzenie własnym postępowaniem, potem samokomunikacja, a w końcu samotranscendencja, kiedy to wykracza się poza własny punkt widzenia, by przyjąć punkt widzenia Umysłu i Woli Bożej, aby widzieć cały świat tak, jak Bóg go widzi, a także by kochać całe dobro tak, jak Bóg kocha je w swoim właściwym porządku. Oznacza to przejęcie samego Umysłu i Miłości Boga. Właśnie na tym polega samotranscendencja, która przynosi potem ogromną radość. Aby być przeto sobą, musimy naprawdę wyjść z siebie z tego ograniczonego ja. Nie uważam, że owo ja ma zniknąć całkowicie, ale ma znaleźć spełnienie w przyjęciu czegoś większego, prawdziwego Centrum, jako własnego centrum.

WAPNICK: Tak, wspomnę o jeszcze jednej sprawie z uwagi na to, co właśnie powiedziałeś – celem Kursu cudów nie jest naprawdę bycie bez ja ani zniknięcie z tego świata w sercu Boga, o czym mowa w pewnym pięknym, poetycznym fragmencie. Jego celem jest to, abyśmy żyli bez poczucia winy, bez grzechu, bez lęku, bez żadnego ataku. Oto cel Kursu – być obecnym w tym świecie, ale mając wszystkie nasze błędne myśli o osądzie, nienawiści, lęku i winie usunięte. To także bywa często niezrozumiane przez studentów Kursu. Jak czytamy w Ewangelii Jana, mamy żyć na świecie, ale nie być ze świata, tzn. żyć wewnątrz snu, lecz być świadomymi, że nie pochodzimy naprawdę z niego i że nasza prawdziwa Tożsamość znajduje się na zewnątrz snu. Innymi słowy, mamy być na świecie w taki sposób, w jaki Jezus tu był.

CLARKE: Ale mamy tu żyć, dopóki w nim jesteśmy. Istnieje więc tutaj pewien rodzaj śmierci – śmierć fizyczna.

WAPNICK: Tak, Kurs cudów nie zaprzecza istnieniu śmierci fizycznej na poziomie snu. Mówi jednak, że są dwa rodzaje śmierci. Istnieje śmierć, która wywodzi się z poczucia winy i lęku oraz lękania się osądu ze strony wyprojektowanego przez ego wizerunku Boga. Istnieje też śmierć opisana jako ciche złożenie ciała, kiedy nasza praca jest zakończona, ponieważ rozpoznajemy, że spełniliśmy cel naszego pobytu tutaj, a mianowicie nauczyliśmy się, jak być bardziej miłującym i przebaczającym. Wówczas nasza śmierć jest spokojna.

Cel Kursu cudów można wyrazić też w ten sposób, że mamy żyć w tym świecie w pokoju, nie zaś ze wszystkimi naszymi konfliktami, tak międzynarodowymi, jak i osobistymi. W rzeczy samej, mówi nawet, że poznanie – które w Kursie jest synonimem Nieba (gnostyczny sposób posługiwania się słowem poznanie) – nie jest celem Kursu; jest nim pokój: doświadczanie pokoju tutaj, we śnie. Jest to sposób życia ze sobą nawzajem – zarówno indywidualnie, jak i między państwami – po osiągnięciu stanu umysłu, w którym nie ma konfliktu, nie ma pragnienia uzurpowania sobie miejsca innych ludzi ani potrzeby kradzenia tego, co nie nasze.

CLARKE: Jezus powiedział: przyszedłem, abyście mogli mieć pokój, przyszedłem, aby dać wam mój pokój.

WAPNICK: Jezus Kursu cudów niewątpliwie zawtórowałby temu.

CLARKE: Reasumując, różnimy się w wielu kwestiach, ale też w wielu się zgadzamy. Pozwól, że przytoczę jeszcze jeden, ostatni cytat – nowelisty Charlesa Morgana: Nie ma niespodzianki bardziej magicznej niż niespodzianka miłości. To palec Boga na ramieniu człowieka.

WAPNICK: To jest wspaniałe. Jeśli pozwolisz, dodam coś z tym związanego – Kurs cudów powiedziałby, że nie ma w tym świecie większej radości, niż radość z wiedzy, iż otrzymaliśmy przebaczenie, owo przebaczenie zaś może przyjść jedynie dzięki doświadczeniu Miłości Bożej poprzez Jezusa lub Ducha Świętego.”

Powyższy fragment pochodzi ze strony
http://www.miraclestudies.net/Polish6i.html