Chrześcijańscy krytycy Kursu cudów zauważają, że myśli w nim zawarte przypominają nauki Dalekiego Wschodu, a więc trącą tak przez nich nie lubianą Nową Erą (New Age). Widać to m. in. w rzekomym panteizmie Kursu i jego buddyjskości czyli nauczaniu o konieczności doświadczenia przez każdego człowieka osobistego przebudzenia.
Z drugiej strony przedstawiciele religii Wschodu, nauczający o ostatecznej prawdzie w postaci bezosobowej Świadomości (np. jogin Nisargadatta Maharaj) lub buddyści widzący ostateczną rzeczywistość w pustce – starając się przyjąć postawę wyrozumiałej tolerancji uśmiechają się z politowaniem, gdy czytają w Kursie o Bogu Ojcu, Synu i ich wzajemnych miłosnych relacjach.
W tym gąszczu nieporozumień wynikających z wzajemnego niezrozumienia a nierzadko i ze złej woli, na uwagę zasługuje problem osobowości lub nieosobowości Boga. Przeciwnicy Kursu piszą, że nauczanie Kursu jest podstępnym oszustwem, gdyż językiem chrześcijańskim podsuwa on zgubne wschodnie nauki. Czy tak jest w istocie? Zastanówmy się.
Na początku należy wiedzieć, że samo pojęcie „osobowy” ma odmienne znaczenie dla człowieka kultury Zachodu a inne dla człowieka Wschodu. Filozofia zachodnia skojarzyła je z zespołem cech najwyższych, gdyż należnych jednostce ludzkiej. „Osoba człowieka” – to dumnie brzmiące na Zachodzie określenie, ponad które nie sposób wyobrazić sobie nic wznioślejszego. Tego rodzaju osobowość jest ponadto indywidualna, tj. zróżnicowana, co nadaje każdej osobie dodatkowy pozytywny walor. Każdy człowiek jest w tym sensie nie powtarzalny, „oddzielny” a więc „osobny”. Ta jego oddzielność uznawana jest za przejaw jego najlepszych, by nie powiedzieć boskich cech.
Z kolei bezosobowy, z punktu widzenia człowieka Zachodu, to taki, który tych wzniosłych cech nie ma. Na przykład kamień. Nie ma cech osoby. Nie jest indywidualny, osobny ani wyjątkowy. W tym kontekście powiedzenie o Bogu, że jest bezosobowy, to przyrównanie Go do kamienia. To obrażanie Boga. To bezbożność. To tak, jakby powiedzieć, że Bóg jest taki sam jak cokolwiek innego. Leży na drodze i wszyscy go depczą. Nie zwracają nań uwagi, bo się nie wyróżnia. „Nie, dla chrześcijanina Bóg nie może być bezosobowy, czyli po prostu bezwartościowy.”
Jak na osobowość patrzy człowiek Wschodu? Otóż wg nauk wielu wykształconych wschodnich myślicieli a także przedstawicieli religii – osobowość nie jest najwyższym zestawem cech. Gdyby chcieć przypisać je Bogu, to byłby on nimi wielce ograniczony. W tym sensie już na początku powiedzieć trzeba, że Bóg jest ponadosobowy. Dalej należy dopiero dochodzić do tego, aby rozpoznać, na czym może polegać owa ponadosobowość. Tutaj należałoby przeciwstawić ją oddzielności, którą buduje w człowieku ego. To właśnie ono izoluje się od otoczenia i przez obronę a nieraz i atak pragnie uzyskać teren swej tożsamości. „Oddzielenie” jest narzędziem ego mającym pomóc mu zachować swoje status quo. Ego jest tym małym oddzielnym i starającym się wyróżnić bogiem. To ono dba o pierwsze miejsce w rankingach. To ono boi się, że umrze, gdyż wie, że umrze. Przeciwnie Bóg. On jest nie widzi potrzeby bronienia się i wyróżniania. Brylowania i oddzielania. Jest jeden i najwyższy. Jest mądrością i miłością. Przenika i ogarnia wszystko. „Nie jest osobny od niczego”, nie jest jakąś, jedną z wielu – osobą. Jest we wszystkich osobach, ale nie jest żadną z nich. Gdyż jest wszechogarniający.
Tak więc Bóg bezosobowy jest wspaniałym i ponadosobowym Bogiem. Jakie ma cechy? Domyślamy się, że aby móc go poznać, trzeba sięgnąć do jego wyżyny. Patrząc z dołu nie dostrzegamy nic oprócz niejasności swego pojmowania. To on sam może nas unieść, abyśmy Go mogli poznać. Mamy jednak silną potrzebę, aby już teraz, przed tym ostatecznym doświadczeniem jakoś Go sobie wyobrażać i jakoś go czcić. Tu spotykamy dwa podejścia. Jedno – tradycyjne, drugie – bezkompromisowe. Tradycyjnie, kapłani chcąc przybliżyć ludowi ową wzniosłą rzeczywistość opisali ją jako wielkiego mędrca. Czasem starego, czasem groźnego, czasem miłosiernego. Ale zawsze ukrytego. Może też karzącego i tworzącego. Czy taki jest prawdziwy Bóg? NIE! To są tylko mitologie na jego temat.
A mimo to jogin, który zrealizował nieosobowego Boga – Nisargadatta Maharaj, codziennie śpiewa na cześć Kriszny – Najwyższej Osoby Boga! To jest tylko spełnienie tradycji i wyrażenie hołdu Najwyższemu, który choć niewyrażalny – może być czczony w takiej starej hinduskiej formie. Mistrzowie hinduscy często pouczają, że początkujący powinni zaczynać od Boga osobowego. W miarę wzrostu – pojmą jego ponadosobowość. Podobnie i Kurs cudów – opisuje Boga jako Ojca, ale czyż jest on oddzielony od swego Syna? W żadnym wypadku. Żaden człowiek nie jest od Niego oddzielony! Nie jest osobny, oddzielny. Jest jednością w ramach wspólnoty Synów Bożych. Nie osobny (nieosobowy) Ojciec i nie oddzieleni (nieosobowi) jego ludzie. On jest wszystkim we wszystkich – jak mówi apostoł Paweł w Biblii. (Dalej sprostujemy nieprecyzyjność tej wypowiedzi).
Formę bezkompromisową przyjęli buddyści. Śpiewają na cześć buddów. Nie uznają Boga mitologicznego. Zastąpili Go nauką o Umyśle Buddy. To ten Umysł jest mitologicznym pojęciem oddającym najwyższą rzeczywistość. On jest czysty a więc pusty.
Czy Kurs cudów głosi Boga bezosobowego? Tak, bo naucza o Bogu ponadosobowym. Czy Kurs jest panteistyczny? Wg ścisłej definicji – nie. Gdyż Bóg nie jest wszystkim, on jest „WE WSZYSTKIM”, ale nie jest tożsamy z tym, co postrzegamy. Bo nasze postrzeganie nie jest widzeniem rzeczywistości, ale wyobrażeniem postanowionym przez nas, aby właśnie jej nie widzieć. Zrzuć zasłonę ze swych oczu – a zajaśnieje ci Chrystus!
mawatar
,,.. ale nadal czcisz Krishne…??/ jak my katolicy Maryję i syna bo Bóg był w nich. Chcesz zostać mistykiem….?/ Była taka Mary eddie Baker np.
Student
Szczerze mówiąc, formalnie Kriszny nie czczę jako bóstwa z panteonu hinduskiego. Ale jeśli to jest Bóg, to oczywiście, że Go czczę. Pomyśl i odróżnij ciało od ducha. Istnieje tylko duch. Ciała (formy) nie ma w rzeczywistości. To jest non-dualizm.