Blog Studenta "Kursu cudów"

Umysł drapieżcy

– Dlaczego ten drapieżca zawładnął nami w sposób, o jakim mi mówiłeś, don Juanie? – zapytałem. – Musi istnieć jakieś logiczne wytłumaczenie.

– Jest wytłumaczenie – odparł don Juan – i to najprostsze na świecie. Zawładnęli nami, ponieważ jesteśmy ich pożywieniem, i uciskają nas bezlitośnie, ponieważ utrzymujemy ich przy życiu. My hodujemy kurczęta na kurzych fermach, gallineros, drapieżcy zaś hodują nas na ludzkich fermach, humaneros. Dlatego zawsze mają co jeść.

Poczułem, że gwałtownie kręcę głową na boki. Nie potrafiłem wyrazić swego głębokiego zaniepokojenia i niezadowolenia, ale moje ciało zaczęło się poruszać, by dać upust tym uczuciom. Trząsłem się cały, od włosów na głowie po czubki palców stóp, zupełnie bezwolnie.

– Nie, nie, nie, nie – usłyszałem swój głos. – To absurd, don Juanie. To, co mówisz, jest potworne. To po prostu nie może być prawda, ani dla czarowników, ani dla przeciętnych ludzi, ani dla nikogo.

– Dlaczego nie? – zapytał chłodno don Juan. – Dlaczego nie? Bo cię to doprowadza do szału?

– Tak, doprowadza mnie to do szału – odparłem sucho. – Twoje sugestie są potworne!

– No cóż – powiedział – nie wysłuchałeś jeszcze wszystkich moich sugestii. Poczekaj chwilkę i potem oceń, co na ten temat sądzić. Zaraz dostaniesz się w prawdziwą nawałnicę. To znaczy, że twój umysł zostanie wystawiony na zmasowany atak, a ty nie będziesz mógł się poddać i sobie pójść, bo jesteś w pułapce. Nie dlatego, że cię uwięziłem, ale dlatego, że coś ukryte głęboko w tobie nie pozwoli ci odejść, choć jakaś część ciebie po prostu wpadnie w szał. Tak więc, przygotuj się! Czułem, że mam w sobie coś z masochisty. Don Juan miał rację. Nie wyszedłbym z jego domu za nic na świecie. Mimo to jednak ani trochę mi się nie podobały brednie, które wygadywał.

– Chcę przemówić do twojego analitycznego umysłu – rzekł don Juan. – Zastanów się przez chwilę, a potem mi powiedz, jak byś wytłumaczył sprzeczność pomiędzy inteligencją człowieka-inżyniera i głupotą jego przekonań albo głupotą jego pełnego sprzeczności zachowania. Czarownicy są przekonani, że to drapieżcy dali nam przekonania, nasze pojęcia dobra i zła, nasze prawa społeczne. To oni stworzyli nasze nadzieje i oczekiwania, sny o powodzeniu i myśli o porażce. Dali nam pożądanie, chciwość i tchórzostwo. To przez drapieżców jesteśmy tak zadowoleni z siebie, schematyczni i egoistyczni.

– Ale jak można tego dokonać, don Juanie? – zapytałem, jakby bardziej jeszcze rozeźlony tym, co mówi. – Szepcą nam to wszystko do ucha, kiedy śpimy?

– Nie, nie robią tego w ten sposób. To idiotyczny pomysł! – odparł z uśmiechem. – Są nieskończenie skuteczniejsi i bardziej zorganizowani, niż ci się zdaje. Aby zapewnić sobie naszego posłuszeństwo, uległość i słabość, drapieżcy wykonali fantastyczne posunięcie – fantastyczne, oczywiście, z punktu widzenia strategii wojennej, a przerażające z punktu widzenia tych, przeciwko którym zostało skierowane. Oddali nam swój umysł! Słyszysz, co mówię? Drapieżcy oddają nam swój umysł, który staje się naszym umysłem. Umysł drapieżców jest barokowy, pełen sprzeczności, posępny, przepełniony obawą przed zdemaskowaniem, które może nastąpić lada chwila. Wiem, że choć nigdy nie cierpiałeś głodu – ciągnął – odczuwasz niepokój związany z jedzeniem, który nie jest niczym innym, jak niepokojem drapieżcy, że w każdej chwili jego posunięcie zostanie odkryte i zabraknie mu pożywienia. Poprzez umysł, który w końcu jest ich umysłem, drapieżcy wtłaczają w życie ludzi wszystko, co im pasuje. W ten sposób zapewniają sobie pewne bezpieczeństwo, które niczym bufor neutralizuje nieco ich strach.

– To nie o to chodzi, don Juanie, że nie mogę przyjąć tego ot tak – powiedziałem. – Mógłbym to zrobić, ale jest w tym coś tak ohydnego, że mnie po prostu odrzuca. Zmusza mnie do zajęcia w tej sprawie stanowiska oponenta. Jeżeli to prawda, że nas zjadają, jak to się odbywa?

Na twarzy don Juana malował się szeroki uśmiech. Był zadowolony jak wszyscy diabli. Wyjaśnił mi, że czarownicy widzą niemowlęta jako dziwne, świetliste kule energii, pokryte od samej góry do samego dołu czymś w rodzaju lśniącej otoczki, przypominającej plastykową pokrywę, ciasno dopasowaną do ich kokonu energii. Powiedział, że to właśnie ta lśniąca otoczka świadomości stanowi pożywienie drapieżców i że do czasu osiągnięcia przez człowieka dorosłości pozostaje z niej jedynie wąski strzęp, który biegnie od podłoża do czubków palców u stóp. Strzęp ten pozwala ludzkości zaledwie na przeżycie, ale nic ponadto. Zupełnie jak we śnie słyszałem, jak don Juan Matus wyjaśnia mi, że o ile mu wiadomo, człowiek jest jedynym gatunkiem istot, u którego lśniąca otoczka świadomości leży poza tym świetlistym kokonem. Dlatego też jest łatwą zdobyczą dla świadomości innego rzędu, takiej jak ciężka świadomość drapieżcy.

Następnie powiedział coś, co zdruzgotało mnie doszczętnie. Stwierdził, że ów wąski strzęp świadomości stanowi samo centrum autorefleksji, w której człowiek nieuleczalnie się pogrążył. Grając na naszej autorefleksji, która jest jedynym ocalałym punktem świadomości, drapieżcy tworzą rozbłyski świadomości, które następnie bezwzględnie pożerają. Podsuwają nam idiotyczne problemy, które wymuszają powstanie tych rozbłysków świadomości, i w ten sposób utrzymują nas przy życiu, żeby później móc się odżywiać owymi energetycznymi rozbłyskami powstałymi dzięki naszym niby-problemom. Musiało być coś w tym, co mówił don Juan; byłem w tym momencie tak zdruzgotany, że najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się niedobrze. Po chwili, wystarczająco długiej, bym zdążył dojść do siebie, zapytałem go: – Ale dlaczego czarownicy starożytnego Meksyku i współcześni czarownicy nic z tym nie robią, choć widzą drapieżców?

– Ani ty, ani ja nic nie możemy z tym zrobić – odrzekł don Juan poważnym, smutnym głosem. – Jedyne, co nam pozostaje, to poddać się dyscyplinie, dzięki której w końcu nie będą mogli nas tknąć. Jak chcesz wymagać od innych, by wzięli na siebie taki trud? Wyśmieją cię i wyszydzą, a co bardziej agresywni dadzą ci taki wpierdol, że popamiętasz. I zasadniczo nie dlatego, żeby nie chcieli ci wierzyć. Głęboko w każdym człowieku tkwi atawistyczna, intuicyjna świadomość istnienia drapieżców.

(…)

– Co ty opowiadasz, don Juanie? – zapytałem słabo. Gardło miałem ściśnięte. Z  trudem oddychałem.

– Opowiadam, że naszym przeciwnikiem nie jest zwykły drapieżca. Jest bardzo  przemyślny i zorganizowany. Metodycznie przestrzega planu, który czyni z nas  istoty bezużyteczne. Człowiek, istota magiczna, nie jest już magiczny. Jest  zwykłym kawałkiem mięsa. Człowiekowi nie pozostały już żadne marzenia  oprócz marzeń zwierzęcia hodowanego dla mięsa: marzeń wyświechtanych,  konwencjonalnych i kretyńskich.

Słowa don Juana wywoływały we mnie dziwną fizyczną reakcję, podobną do  mdłości. Czułem się znów tak, jakbym miał za chwilę zwymiotować. Ale źródłem  nudności były najgłębsze pokłady mojej istoty, sam szpik kości. Zacząłem  konwulsyjnie drżeć. Don Juan potrząsnął mnie mocno za ramiona. Poczułem, jak  szyja mi się trzęsie pod wpływem jego uścisku. Uspokoiłem się od razu.  Odzyskałem nieco kontroli nad sobą.

– Ten drapieżca – powiedział don Juan – który jest, rzecz jasna, istotą  nieorganiczną, nie jest dla nas tak całkowicie niewidzialny jak inne istoty  nieorganiczne. Myślę, że jako dzieci go widzimy; jest to dla nas jednak tak  przerażający widok, że nawet nic chcemy o tym myśleć. Dzieci, rzecz jasna,  czasem się upierają i chcą zwrócić na niego baczniejszą uwagę, lecz wszyscy  dokoła zniechęcają je do tego. Jedyną alternatywą dla ludzkości – ciągnął – jest dyscyplina. Dyscyplina to  jedyny środek zaradczy. Ale gdy mówię o dyscyplinie, nie chodzi mi o jakieś  ascetyczne praktyki. Nie chodzi mi o to, żeby wstawać o piątej trzydzieści  każdego ranka i polewać się zimną wodą aż do zsinienia. Poprzez dyscyplinę  czarownicy rozumieją umiejętność niewzruszonego stawiania czoła  przeciwnościom losu, których nie braliśmy pod uwagę w naszych oczekiwaniach.  Dla nich dyscyplina jest sztuką: sztuką stawiania czoła nieskończoności bez  mrugnięcia okiem i to nie dlatego, że są oni silni i twardzi, lecz dlatego, że przepełnia ich nabożna cześć.

– W jaki sposób dyscyplina czarowników może być środkiem zaradczym? –  zapytałem.

– Czarownicy powiadają, że dyscyplina sprawia, iż lśniąca otoczka świadomości  staje się dla latawca niesmaczna – odparł don Juan, bacznie wpatrując się w  moją twarz, jakby szukał w niej jakichś oznak niedowierzania.

– Efekt jest taki, że  drapieżcy są zdezorientowani. Lśniąca otoczka świadomości, która jest  niejadalna, nie mieści się, jak sądzę, w ich systemie poznawczym.  Zdezorientowani, nie mają innego wyjścia, jak tylko odstąpić od swych  nikczemnych zamiarów. Jeżeli drapieżcy nie będą przez jakiś czas zjadać naszej lśniącej otoczki  świadomości – ciągnął – ta będzie dalej rosnąć. Upraszczając tę kwestię  maksymalnie, mogę powiedzieć tak, że czarownicy, dzięki zachowywaniu  dyscypliny, odpychają drapieżców wystarczająco długo, by ich lśniąca otoczka  świadomości rozrosła się powyżej poziomu palców stóp. Kiedy już przekroczy  ten poziom, urasta z powrotem do pierwotnych rozmiarów. ”

(Carlos Castaneda, Aktywna strona nieskończoności, Rebis, Poznań 2000)

Tyle nauka don Juana. Czy to ma jakiś związek z nauką Kursu cudów? Owszem. Kurs daje nam narzędzie, którym możemy zdyscyplinować swój umysł. Jest nim przebaczenie cienistym postaciom przychodzącym do nas z przeszłości. Uwalnia nas ono od utożsamiania się z umysłem drapieżcy. Tak to wyjaśnia Kurs:

 „Przebaczać, to po prostu pamiętać tylko kochające myśli, które dawałeś w przeszłości i które były dane tobie. Wszystkie inne myśli należy zapomnieć. Przebaczenie jest selektywnym pamiętaniem nie opartym na twym wyborze. Albowiem cieniste postacie, które chciałbyś uczynić nieśmiertelnymi, są „wrogami” rzeczywistości. Bądź gotów przebaczyć Synowi Bożemu to, czego nie uczynił. Te cieniste postacie są świadkami, których przyprowadzasz ze sobą, aby udowodnić, że on uczynił to, czego nie uczynił. Ponieważ to ty przyprowadzasz tych świadków, będziesz ich słuchał.

I ty, który te cieniste postacie trzymasz przy sobie z własnego wyboru, nie rozumiesz, jak one pojawiły się w twym umyśle i jaki jest ich cel. Przedstawiają sobą zło, które, jak uważasz, zostało tobie wyrządzone. Przyprowadzasz je ze sobą tylko po to, abyś mógł odpłacać złem za zło, mając nadzieję, że ich świadectwo umożliwi ci myślenie o kimś innym jako o winnym, bez zranienia siebie przy tym. Przemawiają one za oddzieleniem tak wyraźnie, że nikt, kto nie ma obsesji utrzymywania oddzielenia, nie mógłby ich słuchać.” (T17,3,1)

oraz

„Pokładasz wciąż zbyt dużo wiary w ciało jako źródło siły. Wszystkie plany, które tworzysz, w jakieś mierze dotyczą jego wygody, ochrony, czy przyjemności. To, w twoim rozumieniu, czyni ciało celem, a nie środkiem, a to zawsze oznacza, że grzech wydaje ci się wciąż atrakcyjny. Nikt nie przyjmuje dla siebie Pojednania, kto wciąż przyjmuje grzech za swój cel. W ten sposób nie wypełniasz swego jedynego obowiązku. Przez tych, którzy wolą ból i zniszczenie, Pojednanie nie jest mile widziane.

Jednej rzeczy nigdy nie uczyniłeś: nie zapomniałeś całkowicie ciała. Być może znikało ono czasami z twego pola widzenia, ale jeszcze nie zniknęło całkowicie. Nie jesteś proszony o pozwolenie, by owo zniknięcie ciała trwało dłużej niż chwilę, a jednak to właśnie w tej chwili dokonuje się cud Pojednania. Potem znowu będziesz widział ciało, ale nigdy już nie będziesz go postrzegał tak samo jak poprzednio. I każda chwila, którą spędzasz bez świadomości ciała, przynosi tobie inny jego widok, gdy doń powracasz.” (T18,7,1)

 

Poprzedni

Pokój mojemu umysłowi

Następne

Bóg jest ze mną

10 komentarzy

  1. potanton

    Świadomość „drapieżcy” stał się też przed rokiem moim udziałem i poniekont zmusiła mnie do jeszcze mocniejszego bycia kreatorem swoich myśli. Przeżycie to było dla mnie olbrzymim szokiem, bardzo realnym i nie pozwalającym mi zasnąć przez kilka dni i stał się jednym z kilku etapów mojego ponownego narodzenia, bo tak się tera czuje. Kurs cudów to dla mnie dopiero od miesiąca podsumowanie tego wszystkiego czego uczyłem się przez swoje życie. Bardzo ładnie spina moją wiedzę dążenia do rozwoju, kreowania tego kim jestem tu i teraz. Dziękuję.

  2. jpack

    Ewana, świetnie powiedziane! (napisane)

    Ja jeszcze dodam jeden z moich ulubionych fragmentów KC z lekcji 190:

    „To tylko twoje myśli przyczyniają ci bólu. Nic zewnętrznego do twojego umysłu nie może cię w żaden sposób skrzywdzić ni zranić. Nie ma żadnej przyczyny poza tobą samym, która może cię dosięgnąć i sprowadzić opresję. Nikt prócz ciebie nie wpływa na ciebie. Nie ma nic w świecie, co miałoby moc uczynienia cię chorym, smutnym czy ułomnym. Lecz to ty masz moc dominowania nad wszystkimi rzeczami, które widzisz, po prostu rozpoznając czym jesteś[…]
    […] Mój święty bracie, pomyśl o tym przez chwilę: świat, jaki widzisz, niczego nie czyni. Nie ma w ogóle żadnych skutków. On jedynie przedstawia twoje myśli. I całkowicie zmieni się, gdy postanowisz zmienić swoje myślenie i wybrać radość Bożą jako to czego rzeczywiście chcesz[…] Świat może się zdawać sprawiać ci ból. Jednak świat będąc bez przyczynowy, nie ma mocy sprawczej. Będąc skutkiem nie może powodować skutków. Jako złudzenie jest tym czego sobie życzysz”

    [KC,tłumaczenie:Urbański]

    Ewana, Amadeo, Studencie – pozdrawiam!
    jpack

  3. Dziękuje Ci, Ewana, w imieniu wszystkich odwiedzających tę stronę! Masz wspaniały syntetyzujący (tj. jednoczący) umysł. Rozumiem, że nie musimy się obawiać zagrożenia i rozpoznać pokój, który leży w głębi naszej jedności z Ojcem.

    Czy jednak człowiek posługujący się nieprawidłowym umysłem doświadczy owoców tego bezpieczeństwa? Może choć trochę zbliży nas do zrozumienia, że w Bogu mamy całkowite bezpieczeństwo, taka modlitwa. Pokój mojemu umysłowi

    Czy ktoś może jeszcze coś dorzuci?

  4. Ewana

    Mam podobne zdanie jak wyżej wypowiadający się Jpack i Amadeo, ale zachęcona coś dorzucę. Castaneda zapoznaje nas z drapieżcami (latawcami); Robert Monroe pisze o luszu; Gurdżijew wyjawia, że Ziemia jest pokarmem dla Księżyca; U.G.Krishnamurti, że myśl żywi się naszą energią; gnostycy w Kodeksach Nag Hammadi przedstawiają gadzich Archonów; w religiach mamy szatana i wszelkie demoniczne postaci … i wiele innych opisów zagrażających nam pasożytów, których już nie będę wymieniać. Według mnie to są personifikacje zła lub byty inspirujące do zła, a mówiąc językiem KC – projekcje egotycznego umysłu, który się boi i czuje winny z powodu oddzielenia od Boga.
    W dalszym fragmencie cytowanej książki autor pisze:

    Stwierdzili oni (czarownicy), że jeśli narzucić umysłowi latawca wewnętrzną ciszę, wówczas obca instalacja się rozprasza; daje to każdemu, kto wykonuje ten manewr, absolutną pewność zewnętrznego pochodzenia umysłu. Obca instalacja powraca, tego możesz być pewien, ale już nie tak silna, i tak oto rozpoczyna się proces, w którym rozpraszanie umysłu latawca staje się zabiegiem rutynowym; proces ten trwa tak długo, aż pewnego dnia umysł latawca rozprasza się na dobre. Smutny to dzień, doprawdy! Od tego dnia będziesz musiał się opierać na własnej inwencji, która jest bliska zeru. Nie będzie już nikogo, kto by ci powiedział, co masz robić. Nie będzie już żadnego zewnętrznego umysłu, który mógłby ci dyktować kretyństwa, do których zostałeś przyzwyczajony.
    – Dyscyplina niesamowicie obciąża obcy umysł – odrzekł. – Tak więc, dzięki niej czarownicy przełamują obcą instalację.- Umysł latawca rozprasza się na zawsze – powiedział – kiedy czarownikowi uda się pochwycić wibrującą siłę, która utrzymuje w jednej całości skupisko naszych pól energii. Jeżeli utrzymają w tym uchwycie dostatecznie długo, umysł latawca zostaje pokonany i się rozprasza. I to właśnie zaraz zrobisz: uchwycisz się energii, która utrzymuje nas w jednej całości…

    Ja interpretuję to tak:
    wewnętrzna cisza – to spokój umysłu prowadzonego przez Ducha Świętego,
    zewnętrzne pochodzenie umysłu – umysłu nie będąca pod wpływem Ducha Świętego, czyli ego, zwanego też tutaj umysłem latawca,
    umysł latawca rozprasza się na dobre – człowiek pozbywa się ego i posiada tylko prawidłowy umysł, który jest umysłem Boga; stan, do którego dążą ludzie na drodze duchowego rozwoju,
    będziesz musiał się opierać na własnej inwencji, która jest bliska zeru – nie ma już egotycznego umysłu, który wcześniej tworzył świat pełen cierpienia i obłędu i dyktował kretyństwa.

    Serdecznie pozdrawiam Studenta i wszystkich czytających.

  5. Dzięki za komentarze wyjaśniające stanowisko Kursu w tej kwestii.

    A czy może ktoś z wielu odwiedzających tę stronę chciałby dorzucić coś od siebie? Może ma odmienne zdanie? Lub jakaś wątpliwość? Ciekaw jestem, co myślisz o tym?

  6. Podkreślam powyższy komentarz Jpack’a!

    Kiedyś zapoznałem się z całą tą mitologią kosmicznych bzdur…
    Wszystkie mają jeden cel: PRZEKONAĆ TWÓJ UMYSŁ, ŻE JEST SIŁA POZA TOBĄ.

    Kurs czy nie Kurs, Prawda jest taka, że Bóg dał Odpowiedź tam, gdzie zostało zadane pytanie, lekarstwo tam, gdzie choroba itp..

    Pozwól, że coś przekażę: Szaraki, kosmici, diabli wiedzą co, to część twojego umysłu, zwana ego, która przybiera niezliczone formy, to wszystko, lecz pozostaje to ta część umysłu, która stara się przekonać Cię o odosobnieniu.
    Ta pozorna walka sił we wszechświecie, jak cały on sam, jest złudzeniem.

    Umysł jest jeden. Jeden umysł to wszystkie umysły.
    Wszystkie umysły to jeden umysł.

    NIE SZUKAJ POZA SOBĄ, BO TO SIĘ NIE POWIEDZIE.

    Wszystko jest w tobie, lecz ciebie w Tobie nie ma, gdyż nicość nie mieści się we wszystkości, którą Jesteś. Ego nie istnieje. Duch Jest.
    🙂

  7. jpack

    Jeszcze dodam jedną rzecz. Postacie z cienia, o których mówi Kurs, nie mają nic wspólnego z jakimiś odrębnymi bytami typu „drapieżcy”, o których mówił Student. „Postać z cienia” z podrozdziału „Cienie przeszłości” to metafora, żalów, nienawiści, lęków, które często dźwigamy ze sobą z przeszłości i nakładamy na rzeczywistość w teraźniejszości lub projektujemy je na przyszłość. Myślę, że jest to oczywiste.

  8. jpack

    Uważam, że takie idee są oczywiście sprzeczne z Kursem. Wg Kursu tylko Bóg jest rzeczywisty. Wszelkie byty typu „drapieżcy”, przypominają mi jakieś stworzenia astralne, które mogą się jawić jako rzeczywiste, ale tylko dla przeświadczonych o takich stworzeniach. W rzeczywistości są złudzeniem i zwykłą fantazją. Równie dobrze można by mówić o niewidzialnych pomidorach, które wywołują czkawkę, żółtookich widelcach kradnących oddech albo drapieżcach kradnących energię – wszystko równie nieprawdziwe.
    Oczywiście jest ego, które zakłóca pokój umysłu, ale ego nie jest jakimś odrębnym bytem. To złudzenie o którym jesteśmy przekonani, ale które zniknie jeśli wycofamy o nim swoje przeświadczenie jak mówi Kurs. Celem Kursu jest przypomnieć nam, że tylko my sami wpływamy na to co się dzieje z nami, a nie żadne „byty” typu „drapieżcy”…

    Pozdrawiam!
    jpack

  9. Ciekaw jestem, co inni myślą na ten temat.

    Przy okazji dodam, że tekst jest może zbyt długi, ale jednak, aby wiedzieć o co chodzi, trzeba przeczytać wszystko. Zarówno z Castanedy, jak i z Kursu.

    Pozdrawiam jpacka:)

  10. jpack

    Witam!

    Nie rozumiem tego. Wierzysz, w niewidzialnych „drapieżców”, którzy żywią się energią człowieka?

    Pozdrawiam
    jpack

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *