Blog Studenta "Kursu cudów"

Pragnienie Boga

Jak kwiat pragnie wody – tak człowiek pragnie Boga. Czyżbyś miał wątpliwości? Powiesz może, że tak wielu ludzi bawi się tym światem, cierpi na tym świecie i umiera w końcu nie pragnąc Boga zupełnie… Ale czy to może być prawda? Nie, to nie jest prawda. Gdy obserwuję ludzi, to mam wrażenie, że w każdym drzemie pragnienie bycia szczęśliwym, kochanym, bogatym, zdrowym, bezpiecznym, silnym, mądrym… Czy zgodzisz się ze mną? Tak, to jest właśnie światełko, które oświeca serce każdego człowieka. Jest „wieczną lampką”, w którą wyposażony jest każdy człowiek. To jest właśnie jego wewnętrzny kierunkowskaz. Pokazuje mu przecież drogę do Boga. Czy to wszystko? O nie! To jest dopiero początek.

Dalej żyje sobie taki człowiek pragnący szczęścia „jakby nigdy nic”, aż tu nagle choroba. Oczywiście jakoś się przed nią broni, a gdy wyzdrowieje, pojawia się inny kłopot. Większy lub mniejszy. I z tym człowiek stara się walczyć na wiele różnych sposobów. Wydaje mu się rzeczą oczywistą, że istnieje mnóstwo problemów, a na każdy z nich istnieje inne lekarstwo. Ale niestety pojawiają się i takie, które wydają się przekraczać zdolności obrony naszego bohatera. Zmuszony jest albo poddać się, albo obarczyć winą kogoś lub coś ze swego otoczenia. Im jest starszy, tym problemy się zagęszczają i w końcu okazuje się, że nie udało mu się utrzymać stanu zadowolenia z życia na zawsze. Widzi zbliżającą się śmierć. Czy godzi się z tym? A jak myślisz? Czy jeszcze pragnie życia? Wieczna lampka w jego sercu pali się nadal, ale nie wie on, jak iść teraz drogą, którą mu ta lampka wskazuje. Czy wiesz, jak iść w kierunku szczęścia?

Ale mamy też drugi rodzaj „pragnącego”. On odczuwając wewnętrzny ogień, który pochodzi z góry, zwraca się w kierunku, z którego dochodzi doń światło. Słucha rad podobnych do tych, które wyrażone są wyraźnie w Lekcjach Kursu cudów. Mówi np. w sercu do siebie:

„Postanawiam uciszyć się i słuchać prawdy”.
(L106)

Uświadamia sobie także skutek, jaki przyniesie mu otwarcie się na światło prawdy:

„Prawda naprawi wszystkie błędy w moim umyśle”. (L107)

Wtedy z pewnością usłyszy pytanie: „Czy wybierasz atrakcyjny gwar świata, czy rozkosz przebywania za Mną?” I teraz musi zdecydować sam. Gdyż tylko jego postanowienie zaprowadzić może go do rozpoznania swego rodzinnego domu. Żaden przymus w postaci cierpień nie jest w stanie go przenieść do Nieba, one mogą jedynie skłonić go do refleksji. Jeśli posłucha tego cichego lecz pewnego Głosu i skłoni się ku prawdzie – to płomyczek pragnienia, który wcześniej ledwo się tylko tlił, rozbłyśnie jaśniej. Ten płomień nie pochodzi od niego. To ogień Boży, który nalewany jest przez Ojca do pragnącego serca Syna, aby nasycić go jeszcze większym pragnieniem Boga.

Każda cicha i święta chwila spędzona w obecności Ducha jest czasem, w którym ów płomień rośnie i rośnie, aż Syn jest już najzupełniej pewien, że pragnie jedynie Boga. Przecież już teraz poznał rozkosz, jaka towarzyszy trwaniu w Ojcu. Poznał swoją prawdziwą tożsamość i nie ma złudzeń co do tego, kim jest on i jego Ojciec. Jego pragnienie zostaje nasycone najpierw w czasie świętych chwil spędzonych w ciszy, aby potem, coraz częściej doświadczać rozkoszy przebywania z braćmi, którzy są przecież tym samym, co on sam. Tak jak wcześniej wybaczył im wszystko, tak teraz daje im światło, które otrzymał od Ojca. Rozpoznaje również wyraźnie, że

„Dawanie i otrzymywanie jest w rzeczywistości jednym”. (L108)

Tak postępuje proces naprawy jego umysłu. Gdyż tylko naprawiony przez Ducha Świętego umysł może poprowadzić go do miejsca przeznaczonego mu przez kochającego Ojca. Zastanów się, czy pragniesz Boga?…

Poprzedni

Wykorzystanie pokus w praktyce

Następne

Przydatna koncepcja świata

15 komentarzy

  1. Ewana

    Ataga,
    tak wiem, niektórzy ludzie nie czują bólu (męczennicy umierający w ekstazie), inni go nawet pożądają (stygmatycy), a jeszcze u innych ich ciała po śmierci nie rozkładają się. Biografowie Maharishiego piszą, że cierpiał. Podsumowując – martwe czy żywe, zdrowe czy chore – wszystkie te ciała są wszak iluzoryczne, a przebywanie w zdrowym ciele czyni tę iluzję, o paradoksie! mniej bolesną.

    jpack, dziękuję za przytoczenie cytatów, do których nie dotarłam, choć książkę miałam, ale nie po drodze mi wtedy było z buddyzmem. Teraz wiem, że warto przeczytać.
    Podzielam Twoje zdanie, co do wyzwolenia się Jezusa, który wg mnie był bytem duchowym i przejawiał się w materialnej iluzji, by nauczać jak dokonać tego samego, co on.

    Studencie, Kenneth Wapnick w jednej ze swoich publikacji pisze, że Jezus był i jest poza snem. Ciało Jezusa, jak i ciała innych ludzi było/są iluzoryczne, ale Jezus wiedział o tym i był świadomy snów swoich braci i sióstr, podczas gdy reszta świata nadal tkwi we śnie. Cytuję za Wapnickiem:
    „…Jezus nie cierpiał. Wydawał się cierpieć, ponieważ taka była projekcja ludzi oglądających ukrzyżowanie. Innymi słowy stanowił postać w ich śnie, która musiała cierpieć i umrzeć, aby odpokutować za ich własne grzechy. W swoich snach widzieli go zatem jako powieszonego na krzyżu. (…) Jezus wiedział jednak, że nie może cierpieć ani być ukrzyżowanym, gdyż, powtarzam raz jeszcze, wiedział, że nie uczestniczy we śnie świata. Można to też zrozumieć w inny sposób, jeżeli będzie się myślało o Jezusie jako o głosie wołającym do swoich braci i sióstr spoza snu, by przebudzili się i przyszli tam, gdzie on jest.”

    Dziękuję i pozdrawiam

  2. jpack

    Hej,

    Co do Buddy to bym się zgodził. Cały czas opierając się na ZW – Budda dopiero w następnym życiu, po tym w którym był Buddą Siakjamunim, osiągnął poziom Jezusa. Ale Jezus osiągnął swoje ostateczne wyzwolenie jeszcze będąc w ciele. Generalnie nie musiał już pokazywać się jako ciało, ale robił tak dla dobra innych.

    Pozdr
    jpack

  3. To rzeczywiście mocne świadectwo. Wg percepcji kobiet należałoby powiedzieć – „piękne”. Chciałbym tu dorzucić swoje 3 grosze. Podeprę się oczywiście autorytetem Jezusa z Kursu cudów. Mówi on o sobie, że będąc między nami 2000 lat temu musiał jeszcze przerobić pewną lekcję. Mówi o tym przy okazji komentowania śmierci krzyżowej. Warto przeczytać.

    Wniosek jest taki: my, będąc jeszcze początkującymi na ścieżce, skłonność mamy do przeceniania naszych nauczycieli. Sądzimy, że osiągnęli już najwyższy szczyt z możliwych. A nie jest to prawda. Zarówno Jezus jak i Budda pokazali nam jeden ze swoich poziomów, a mają do pokonania jeszcze DŁUGĄ DROGĘ. Każdy zapewne inną, gdyż na tym świecie postrzegania wszystko się różni.

    A więc cierpienie i choroby naszych mistrzów oraz ich iluzoryczne ciała to szczeble tej pozornej choć bolesnej egzystencji na „padole”. Oni nie są Bogiem-ciałem ale Bogiem bez ciała, dokładnie tak samo jak i my wszyscy. Realizacja zaś prawdy jest różna. Ostateczna realizacja to prawdopodobnie nie ukazywanie się w żadnym oddzielnym ciele.

  4. jpack

    W „Trzech filarach Zen” są fajne autentyczne opowiadania ludzi, którzy osiągnęli oświecenie (takie jak Budda). Jedno z nich mówi o kobiecie, która podczas odosobnień medytacyjnych (zwanych seshin), doznała wglądu w naturę Buddy, osiągnęła tzw „kensho” czyli rozpoznanie, ale wygląda na to że nie ostateczne. Po tym kensho pisała tak:
    „Dni i tygodnie, które nastąpiły potem, były najbardziej radosne i spokojne w mym życiu. Nie istniało coś takiego jak „problem”; albo robiłam coś, albo nie, a w żadnym przypadku nie były zmartwienia ani troski. Niegdysiejsze związki z ludźmi, które w swoim czasie wzbudzały we mnie głęboki niepokój, teraz widziałam z całkowitym rozumieniem. Po raz pierwszy w życiu mogłam poruszać się jak powietrze, w każdym kierunku, nareszcie wolna od mojego ja, którego dotychczas dźwigałam jak okowy”

    Piękno jest to co opisuje ta kobieta, po 6 latach i to pokazuje, że są różne stopnie oświecenia (przynajmniej z poziomu nauk buddyjskich):
    „Sześć lat później:
    Pewnego wiosennego dnia, gdy pracowałam w ogrodzie, powietrze zdawało się drżeć w dziwny sposób, tak jakby nowy wymiar ukazał się przed zwykłym następstwem czasu. Uprzytomniłam sobie że wydarzy się coś niepokojącego, jeśli nawet nie tego dnia to wkrótce. Pragnąć się na to w jakiś sposób przygotować, podwoiłam czas codziennych siedzeń i co noc do późna studiowałam buddyjskie książki.
    Parę wieczorów później starannie przejrzałam Tybetańską księgę zmarłych, , następnie wykąpałam się , usiadłam przed obrazem Buddy i cichutko przy świecach wysłuchałam powolnej części Kwartetu a-moll Beethovena, będącego wyrazem najgłębszego ludzkiego wyrzeczenia się siebie; potem poszłam do łóżka.Następnego ranka, tuż po śniadaniu, raptem poczułam się tak jakbym została uderzona przez piorun i zaczęłam drżeć. Ponownie zaczęłam przeżywać swoje trudne narodziny, które ciągle pozostawały w mojej pamięci jako uraz. Otworzyło to , niczym klucz, mroczną komnatę tajemniczych kompleksów i lęków, które wypłynęły ze mnie jak trucizny. Łzy tryskały mi z oczu i tak mnie osłabiły, że musiałam się położyć. Było w tym jednak głębokie szczęśćie. Pomału moje widzenie zmieniało się. „Ja jestem martwa! Nie ma niczego takiego, co można by nazwać mną! nigdy mnie nie było! To alegoria, umysłowy obraz, wzór, według nic nigdy nie zostało ukształtowane. Radość oszołomiła mnie. Konkretne przedmioty jawiły się jako cienie, a wszystko, na czym moje oczy spoczęły, było promienie piękne. Te słowa są w stanie jedynie zasugerować to , co w tak żywy sposób zostało mi ukazane w kolejnych dniach:
    1) świat taki jaki jest postrzegany przez zmysły, nie jest w najmniejszym stopniu prawodziwy (w znaczeniu pełni), dynamiczny (w znaczeiu wiecznego ruchu), ani ważny w przeogromnej „geometrii isnienia” o niewypowiedzianej głębi, której tempo wibracji, intensywność i subtelność są poza opisem słownym
    2)Słowa są nieporęczne i prymitywne – niemal bezużyteczne; nie oddają prawdziwych, wielowymiarowych działań nieopisywalnie przepastnego kompleksu dynamicznej potęgi; by wejść z nią w kontakt, należy porzucić swój normalny poziom świadomośći
    3)najmniejsze działanie, takie jak jedzenie czy drapanie się w ramię, nie jest proste. Stanowi jedynie widzialny moment w siatce przyczyn i skutków, które sięgają w przód ku Niewiadomemu i cofają się z powrotem ku nieskończoności Ciszy, dokąd jednostkowa świadomość nie jest w stanie wkroczyć. Naprawdę nie ma nic do „wiedzenia”, nic co można by wiedzieć.
    4)świat fizyczny jest nieskończonością ruchu, Czasu-Istnienia. Lecz jednocześnie jest nieskończonością Ciszy i Pustki. Tym samym każdy przedmiot jest przezroczysty. Wszystko ma swój własny, specjalny, wewnętrzny charakter, swoją własną karmę, czy też „życie w czasie”, lecz jendocześnie nie ma takiego miejsca, gdzie byłaby próżnia, gdzie jeden przedmiot nie przepływałby w drugi
    5)Najmniejsza zmiana pogody, delikatny deszczyk czy też łagodny powiew, dotyka mnie jako cud – cóż mogę powiedzieć? – cud o wspaniałości, pięknie i dobroci nieporównywalnych do niczego. Nie ma nic do zrobienia: samo istnienie jest jadonioślejszym , całkowitym działaniem
    6)Patrząc w ludzkie twarze, widzę w nich coś z długiego łańcucha ich przeszłego istnienia a czasem coś z przyszłości. Przeszłe twarze skrywają się za twarzą zewnętrzną, niczym coraz bardziej delikatne tkanki, ale jednocześnie są nią nasiąknięte
    7)gdy jestem sama słyszę „pieśń” wypływającą ze wszystkiego. Każdy przedmiot ma swoją własną pieśń; nawet nastroje, myśli i uczucia mają swoje bardziej subtelne pieśni. Jednakże pod tą różnorodnością łączą się w jedną, niewyobrażalnie przeogromną jasność.
    8)czuję miłość, którą najlepiej byłoby nazwać miłowaniem, jako że nie ma ona przedmiotu. Ale moje stare, emocjonalne reakcje nadal ostro kolidują z wyrazami tego miłowania, w najwyższym stopniu łagodnego i przpychodzącego bez wysiłku
    9)Moja świadomość, która nie jest ani mną, ani też nie-mną, ochrania i prowadzi mnie w odpowiednich kierunkach, abym mogła właściwie wzrastać i dojrzewać, oraz odciąga mnie daleko od tego, co jest wbrew temu wzrostowi. Jest ona jakby strumieniem, do którego weszłam i który radośnie niesie mnie poza mnie”
    (Trzy filary Zen, Philip Kapleau)

    :).
    Bardzo ciekawi mnie to że według Zniknięcia Wszechświata, każdy kto w przyszłości stanie się taki jak Jezus, po drodze będzie musiał osiągnąć poziom taki jak Budda.

    Pozdr
    jpack

  5. Ataga

    Dylemat ciężkich chorób występujących u osób „podejżewanych” o oświecenie zwykle tłumaczy się tak, że oni nie odczuwają cierpienia związanego z bólem. Zewnętrznie widać, że chorują, ale wewnętrznie są od tej choroby wolni. Podobnie ze śmiercią ciała. Świadkowie widzieli martwe ciała Buddy czy Jezusa, ale oni sami nie byli tymi ciałami, nie wybierali dla siebie śmierci, nie utożsamiali się z nią. KC tak kieruje świadomość (oczywiście wg. mnie) żeby „zrezygnować z nadawania realności” złudzeniom, chociaż z drugiej strony wyraźnie zapewnia, że zdrowy umysł ma pełną władzę nad iluzjią, w tym nad ciałem…sama niewiem…Pozdrawiam!

  6. Ewana

    „…jak oddać ten Umysł Ego Duchowi Świętemu, skoro na tym poziomie już nie istnieje nikt kto by mógł cokolwiek robić?” Może odpowiedzią na to pytanie są słowa Jezusa w KC, że kiedy staniemy u Nieba bram, przybędzie Bóg i zabierze nas do Domu:
    „Kiedy będziesz się postrzegać bez oszukiwania się, zaakceptujesz prawdziwy świat w miejsce fałszywego, który sam wytworzyłeś. A potem twój Ojciec pochyli się nad tobą i podejmie za ciebie ostatni krok, unosząc ciebie do Siebie Samego.”T,11,VIII,15

    Też uważam, że są różne poziomy oświecenia. Skłania mnie do takiego stanowiska fakt ciężkich i bolesnych chorób, które zakończyły życie Ramany Maharishiego oraz wspominanego na tym blogu Nisargadatty Maharaja.

    „Nikt nie doznaje bólu, chyba, że wybiera ten stan dla siebie poprzez własne postanowienie. Nikt nie może się smucić, ani bać, ani myśleć, że jest chory,
    jeśli nie jest to wynikiem jego własnych pragnień. I nikt nie umiera bez swej własnej zgody. Nie zdarza się nic, co by nie było zgodne z twym własnym
    życzeniem i nic nie jest pominięte z tego, co wybrałeś.”Lekcja152

    Być może takie doświadczenia były ich życzeniem, a zwłaszcza Maharishiego, bo jak pisze w swoim eseju Arthur Osborne – jego zamiarem było pokazać, że można trwać stale w Jaźni, pomimo bólu i innych ograniczeń ludzkiego ciała. Hardcorowa wersja „szczęśliwych snów”, czy jednak to jeszcze nie ten ostatni poziom oświecenia? Z całym szacunkiem dla tych nauczycieli i ich nauk, które sobie wysoko cenię, ale przedkładam nad nie KC, czegoś tutaj w ich postawach nie ogarniam do końca.

    Serdecznie pozdrawiam

  7. Ataga

    Jpack! Postawiłeś ciekawe pytanie: „… tylko jak oddać ten Umysł Ego Duchowi Świętemu, skoro na tym poziomie już nie istnieje nikt kto by mógł cokolwiek robić?” Zastanawiam się jak w tym kontekście można uznać „napisanie” książki przez Jezusa i wogóle jakiekolwiek interwencje „w-pełni- z-Bogiem-zjednoczonych” na tym iluzorycznym łez padole. Być może, jak Student słusznie zauważył brak nam kompetencji (a i pewnie wyobraźni), żeby wykminić jak to się dzieje…
    Pozdrawiam bratersko!

  8. jpack

    Mrugnąłem to fakt, ale nie chciałem żeby to zabrzmiało jak żart :).
    Oczywiście nie uważam się za żadnego mędrca, ale ten temat zawsze mnie ciekawił więc postanowiłem się tym podzielić.

    Pozdr!
    jpack

  9. Dobrze, że mrugnąłeś. Jak ja mogę pociągnąć temat, którego nie dostrzegam. Analitycznie można coś próbować porównywać, jak Ty to ciekawie zaprezentowałeś, ale ja wolałbym o tym mówić na podstawie własnego doświadczenia. Bez powoływania się na autorytety.

    Fakt, że wiele moich wpisów to prawie plagiaty lub też dzielenie się zwykłymi przemyśleniami na różne tematy. Ale porównanie Buddy i Jezusa przekracza moje kompetencje. Nie ze względu na skromność, ale po prostu na moją niewiedzę lub brak umiejętności. Więc przepraszam, ale może kiedyś…? 🙂

    Jednak Ty, jpack, gdybyś miał jakieś przemyślenia, to umieszczaj je w podstronie CZAT. Ich tytuł wyskoczy w spisie na górze, więc wszyscy go przeczytają. Albo też pod wpisami, najlepiej najnowszymi.

  10. jpack

    Korzystając z okazji, chciałem wspomnieć o kwestii oświecenia wg Buddyzmu i KC. Tak jak jest napisane w Zniknięciu Wszechświata, żeby dojść do poziomu Jezusa musimy przejść przez 4 stadia rozwoju. dualizm, semi-dualizm, niedualizm, czysty niedualizm.
    Kiedyś często zastanawiałem się czy to co osiągnął Jezus było tym samym co osiągnął np Budda albo inni mistrzowie z tej tradycji. W Zniknięciu Wszechświata (ZW) jest to bardzo fajnie wyjaśnione. Mamy ego, Umysł Ego i Boga. To co osiągnął Budda Siakjamuni to było rozpoznanie że nie ma czegoś takiego jak „Ja”, nie ma indywidualnej jednostki gdyż jest to tylko konstrukcja umysłowa udająca „Ja”. Dlatego buddyjskie oświecenie właśnie na tym polega – nie na dojściu do oświecenia, tylko na rozpoznaniu że tak naprawdę nie istnieje nikt taki, kto by mógł to oświecenie osiągnąć. To rozpoznanie o nie istnieniu „Ja” osiągnął Budda i wtedy zrozumiał że malutkie „ja” nie istnieje, że on sam jest niepodzielną całością. W tym momencie Budda stał się jednym z Umysłem ego, który stworzył cały wszechświat – tutaj indywidualność naprawdę zanika. Tutaj wymagany jest już tylko mały krok do poziomu Jezusa. I podobno Budda osiągnął już ten krok w następnym życiu (wg ZW). Ten krok polega na tym żeby oddać ten Umysł ego Duchowi Świętemu. Ostatecznie ten Wielki Umysł(który także jest złudzeniem) również znika wraz z całym wszechświatem i człowiek na powrót stapia się z Bogiem.
    Pytanie tylko jak oddać ten Umysł Ego Duchowi Świętemu, skoro na tym poziomie już nie istnieje nikt kto by mógł cokolwiek robić? Uważam, że to już jest po prostu kwestia czasu. Dlatego też mamy różne poziomy buddyjskiego oświecenia. Jedne oświecenia są powiedzmy bliżej ostatecznego poziomu Jezusa inne są trochę dalej. Weźmy na przykład wzpomnianego Parsona i Ramane Maharishiego. U obojgu fałszywa tożsamość została rozpoznana i zniknęła. Jednak wg mojej subiektywnej opini, Ramana był bliższy Jezusowi niż jest Parson. nie wiem jak to wytłumaczyć, ale nie zmienia to faktu, że dojście u takich osób do poziomu Jezusa jest tylko kwestią czasu.
    Wg ZW osiągnięcie oświecenia „buddyjskiego” jest krokiem w dobrym kierunku do poziomu Jezusa.
    Studencie, jeśli będziesz kiedyś miał ochotę to możesz pociągnąć ten temat dalej;)

    Pozdr!
    jpack

  11. jpack

    Fajnie gada ten Parson;). Podobnie ten:
    Maharishi Krishnananda : http://www.youtube.com/watch?v=ZaQUQnKnd6g

  12. Tak, zgadzam się. W rzeczywistości nie ma żadnej drogi. Już jesteśmy. Bez konkretnego miejsca, celu, czasu oraz tożsamości. Dlaczego tego nie zauważamy? – możesz zapytać. Odpowiem zgodnie z nauką Kursu: Już to zauważamy. Usiądź i odpocznij sobie. Już to zauważasz! Odetchnij z ulgą. Wreszcie rozpoznajesz, że zawsze to zauważałeś.

    Ale czy wiesz ponadto, że nie ma tu nic do rozumienia? Gdyby tu było pełno gratów i komplikacji – rzeczywiście trudno byłoby się połapać. Ale tu jest całkiem przestrzennie. Od -∞ do +∞. Czy czujesz to „czyste powietrze”? Zrezygnuj z komplikacji. Tak, można rozpoznać, że nie ma nic do zrozumienia. I nigdy nie było… Jest OK. Kuntuzangpo!

    ALE, ALE! Mimo wszystko znajdą się tacy, którym wydaje się, że nie rozpoznali i nie zrozumieli. Czy jest dla nich jakaś rada? W tym punkcie nie zgadzam się z nauczycielem przedstawionym na powyższym filmiku. On, oczywiście stara się utrzymać swoje wypowiedzi na poziomie niedwoistym (absolutnym, poziomie poznania), aby może tym razem ktoś „załapał”.

    Niemniej zarówno Kurs cudów, jak i mistrzowie wysokiej klasy, przedstawiają „dla trudnych przypadków” konkretne zalecenia posługując się językiem poziomu dwoistego (względnego, poziomu postrzegania). Radzą mianowicie jak pozbyć się zasłony, do której przywiązany jest człowiek. Jeśli pokazanie PODSTAWY nie pomogło, to pokazują ŚCIEŻKĘ, aby pojawił się OWOC (patrz https://kurs-cudow.pl/przyklad-podejscia-dzogczen oraz https://kurs-cudow.pl/podstawa-w-kursie-cudow). Pokazują metodę, jak pozbyć się metody :-).

    Więc uważaj, abyś nie pomylił swojego intelektualnego pojmowania PODSTAWY z głębokim doświadczeniem OWOCU. Byłbyś się wtedy niepotrzebnie oszukiwał, co byłoby jedną z wielu możliwych zasłon. Pokazuje to strrrraszny filmik o okrrrrrrropnym nauczycielu Kursu cudów:
    http://www.youtube.com/watch?v=ZGgcf295fRQ&list=FLSOxFMnLiftWo-3Aa9m0opw&index=3 (przesłane przez komentatora w komentarzu do wpisu https://kurs-cudow.pl/klucz-do-zrozumienia)

  13. 1/∞ = 1/0

    Umiłowany Jedyny Synu Boga :),
    pozdrowienia 🙂
    PS dla tych którym droga do Boga wydaje się dłużyć, przesyłam link z wywiadem z Tonym Parsonsem n.t „nondualnej koncepcji „:
    http://www.youtube.com/watch?v=JbjcKU4J7WA

  14. przedszkolak

    W końcu doczekałam się kolejnego wpisu. Dziękuję Studencie za słowa, które umacniają i są drogowskazem na ścieżce „Kursu cudów”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *