Choć pozornie mogłoby się wydawać, że kwestie słownikowe mają dla życia duchowego znaczenie drugorzędne, to tym razem z pewnością tak nie jest. To, o czym za chwilę powiem, jest najistotniejszym spostrzeżeniem z kategorii tych, które ukierunkowują człowieka na drodze do zbawienia. Sprawa ustawienia odpowiedniego kierunkowskazu na drodze ma bezpośredni wpływ na to, czy człowiek, który się nim kieruje, osiągnie, czy też nie osiągnie celu.

Odkąd zachodni dziewiętnastowieczni podróżnicy zaczęli odwiedzać Indie i inne kraje Dalekiego Wschodu, do języka angielskiego używanego w Europie i w Stanach Zjednoczonych trafiło słowo realization. Miało ono oznaczać stan duchowy człowieka, który osiągnął kres swych dążeń i w ten sposób stał się wzorem i nauczycielem swoich naśladowców lub uczniów. Pojawiło się ono także w zbitce słownej brzmiącej self-realization. W Polsce tłumacze literatury duchowej, ezoterycznej zwanej też okultystyczną jednomyślnie przetłumaczyli interesujące nas słowo na polski już termin realizacja wraz z drugim brzmiącym jako samorealizacja. Ta kalka językowa wprowadziła umysły Polaków szukających Boga w błąd.

W słowniku angielsko-polskim wydawnictwa PARK czytamy: „realization n U
1. (recognition) uświadomienie sobie (czegoś). 2. (achievement) wykonanie, realizacja.” Tłumacze nie zadali sobie trudu, aby sprawdzić znaczenie słowa realization i przetłumaczyli je wg jednego z dwóch możliwych znaczeń. Prawdopodobnie kierowali się zasadą podobieństwa słów lub też uznali, że człowiek duchowy, który osiągnął swój cel to ten, który musiał coś uczynić, aby tego doświadczyć. Czyżbyśmy nie czytali na stronach Starego Testamentu, że to właśnie nasze czyny prowadzą nas do nagrody lub kary? Czy nie słyszeliśmy tego stwierdzenia z ust tysięcy katolickich kaznodziei, którzy przez 2000 lat powtarzali, że do Nieba dostaniemy się po wykonaniu odpowiedniej jakości i odpowiedniej ilości dobrych uczynków?

Nic więc dziwnego, że wzniosły hinduski termin moksza oznaczający wyzwolenie przetłumaczono w Polsce na słowo, które odpowiada terminowi polskiemu wykonanie (ang. achievement). Ten błąd tłumaczy ciąży na umysłach Polaków już od ponad stu lat, tj. od czasu przetłumaczenia na polski dzieł Bławatskiej i jej następców. Obraz człowieka zbawionego to obraz tego, który jak święty katolicki, wykonał dużo dobrej pracy, gdy realizował swoje dobre uczynki, a gdy je już zrealizował, to przez to „spodobał się Panu Bogu”. W konsekwencji – myślący „uczynkowo” tłumacze nazwali mistrzów hinduskich „zrealizowanymi”.

Naprawmy teraz ten błąd. Przemieńmy swój sposób myślenia przez odrzucenie błędnego rozumienia realizacji na jej poprawne odczytanie. Niech od teraz zamieszka w nas nowa idea. Myśl, która odblokuje nasz umysł w kierunku istniejącego w Bogu światła. Otóż moksza oznacza wyzwolenie z błędu trwania w przekonaniu, że jesteśmy oddzieleni od Boga. Oznacza uświadomienie sobie (ang. self-realization) tego, że jest się jednością z Bogiem. Rozpoznanie (ang. recognition) faktu, który jest niezależny od naszych starań. Faktu, który istnieje poza czasem, a więc określa nas od zawsze i nigdy nie ulegnie zmianie. Ten fakt to nasza święta i doskonała tożsamość pozostająca w jedności z Najwyższym.

Interesującym jest także fakt, że już apostoł Paweł zauważył, że nie uczynki ale wiara w fakt, który już miał miejsce, ma moc zbawczą. Nauka ta odkryta przez Lutra i dobrze znana protestantom została niestety pozbawiona swej głębi przez nieuwzględnienie konieczności uświadomienia sobie swej rzeczywistej i świętej chrystusowej tożsamości. Paweł wyraża ją w słowach: „Już nie żyję ja, ale żyje we mnie Chrystus”. Chrześcijanie współcześni ograniczyli naukę Pawła do nadziei na znalezienie się po śmierci w Niebie. A to już nie jest rozpoznanie faktu, który ma miejsce tu i teraz oraz dotyczy mnie samego i mojej tożsamości.

W naszym kręgu kulturowym znany jest człowiek, który odważył się powiedzieć o sobie, że jest jednością z Ojcem. To on właśnie osiągnął samo-rozpoznanie, doświadczył samouświadomienia. Jedni pomyśleli, że bluźni i postanowili go zabić. Inni doszli do wniosku, że jest wyjątkowy i zapragnęli czcić go jako Boga. Zarówno jedni jak i drudzy do dziś zabraniają swym poddanym pomyśleć o Jezusie jako o bracie, który osiągnął cel człowieka – wyzwolenie z błędnego mniemania o sobie. Nie bądź im posłuszny – nie myśl, że jesteś mały i grzeszny, winny i śmiertelny. Uświadom sobie, że jesteś świętym Synem Boga, nieśmiertelnym i wielkim. Pełnym radości i miłości. Spoczywasz w Nim, a on jest jednym z tobą.