prysznicWiemy dobrze lub choćby tylko domyślamy się, że w Kursie cudów nie znajdziemy pojęcia „czyściec”. A z drugiej strony w naszym społeczeństwie, z jego katolicką tradycją i mentalnością, idea czyśćca posiada, moim zdaniem, fundamentalne znaczenie. Uważam, że silnie rzutuje ona na sposób myślenia Polaków. I w konsekwencji stanowi o wyborze jednej z dwóch życiowych postaw: z jednej strony – odpowiedzialnej tj. aktywnej lub z drugiej – leniwej i zarazem biernej. Aby przyjrzeć się bliżej wspomnianemu zjawisku i przejść w końcu wpisu do Kursu cudów, który oświetla tę kwestię – w skrócie przyjrzyjmy się kontekstowi idei czyśćca.

Myślę, że wszystkie religie zgodne są co do jednej fundamentalnej sprawy. Uzasadnieniem ich istnienia jest wyprowadzenie człowieka z sytuacji cierpienia. Może ono przybierać różne formy jak: ból, lęk, starta, starość, choroba, smutek, samotność czy wreszcie śmierć i wiele innych. To uwolnienie od doświadczania cierpienia może być różnie nazywane. Na Wschodzie będzie to wyzwolenie, na Zachodzie – zbawienie.

Co do sposobów osiągnięcia celu religie się już różnią. W katolicyzmie narzędziami są sakramenty (chrzest, komunia itp.) i dobre uczynki. W protestantyzmie uważa się, że sama wiara w Jezusa posiada zbawczą moc. W buddyzmie i innych podobnych religiach Wschodu – praktyka czyli ćwiczenie duchowe ma działanie wyzwalające.

dopieklaTu dochodzimy do głównego tematu naszych rozważań. Powstaje pytanie, w którym momencie kroczący konkretną ścieżką duchową osiągnął cel? Mogę zapewnić, że w przeważającej masie nauk duchowych – dla nazwania sukcesu na ścieżce, czyli jej zakończenia, używane jest słowo „oczyszczenie”. Kiedy zachodzi owo oczyszczenie we wspomnianych grupach religijnych?

Na początku zapytajmy o katolicyzm. Ponieważ kryterium zbawienia są w nim dobre uczynki, to ocena praktykujących katolików pod koniec ich życia z zasady musiałaby być „mało pozytywna”. Czy w rej sytuacji doktryna katolicka twierdzi konsekwentnie, że nie są oni zbawieni? Nie. W historii wprowadzono do doktryny ideę pośmiertnego czyśćca, w którym ochrzczeni katolicy mieliby być poddani ostatecznemu bolesnemu oczyszczeniu. Po jego zakończeniu, w stanie doskonałej czystości, idą wg tej doktryny do Nieba. Cierpienie czyśćcowe ma wg twórców tej nauki istotne znacznie, gdyż istnieje powszechnie zakorzenione wśród katolików mniemanie, jakoby cierpienie przynosiło zbawienie. Nonsensowność tego poglądu porównać można do innego, ostatnio często krwawo manifestowanego. „Jeśli zamordujesz niewiernego – pójdziesz do Allacha”.

czysciecTutaj pragnę jasno wyrazić swoje zdanie na temat roli cierpienia w procesie naszego zbawienia. Oto ono: Jeśli cierpienie doprowadzi cię do zastanowienia się nad swoim życiem i skorygowania swoich błędów (które owo cierpienie spowodowały), to masz szansę na wyjście z cierpienia i zbawienie. Warunkiem jest jednak twoja refleksja, właściwe wnioski i odpowiednia korekta. Pamiętaj jednak, żaden wyimaginowany czyściec, w którym w sposób bierny poddany będziesz rzekomemu oczyszczeniu – nie jest w stanie przynieść ci zbawienia. Powtórzę: Aby być zbawionym, musisz być CZYNNYM i odpowiedzialnym. Pozostawianie tego na czas „po śmierci” jest przejawem głupoty i lenistwa.

Ale tego typu mentalność obecna jest nie tylko w obszarze katolicyzmu. Co dziwne obejmuje także religie Wschodu oraz organizacje zachodnie z nich wywodzące się (np. steinerowcy). Ideę, jaka tu panuje, nazwałbym ewolucjonizmem duchowym. Mówi się tu, że każdy człowiek podlega ewolucji duchowej i prędzej czy później dojdzie do Boga (lub osiągnie Nirwanę). Jeśli nie praktykujesz – nic nie szkodzi. Jeśli praktykujesz – dążyć będziesz nie 10 milionów, a tylko 2 miliony lat (przykładowo). Czyż nie jest to rodzaj czyśćca? Tyle tylko, że osadzonego w konkretnym miejscu – tu na Ziemi i teraz właśnie. I dlatego uważam, że idea reinkarnacji ma dla człowieka większą wartość aktywizującą (patrz też P24,1) niż idea czyśćca wywołująca w nim postawę bierności.

buddpieklo

Cierpienie jako wyobrażenie spełnia rolę negatywnego motywatora. Tu dochodzimy do koncepcji piekła. W katolicyzmie i protestantyzmie piekło jest wieczne. To jest okropne, więc pomyślimy, że może lepiej nie brać tego pod uwagę. Tak następuje stłumienie. W buddyzmie naucza się o wielu poziomach strasznych pośmiertnych piekieł, z których jednak istnieje szansa wyjścia. Przypominają one do złudzenia czyściec katolicki, tyle że ich opisy są bardziej malownicze a zarazem bardziej przerażające.

luterNa uwagę zasługuje dla uzupełnienia zbawienie u protestantów. Oni po chrzcie posiadają pewność, że znajdą się w Niebie. Biblia o żadnym czyśćcu ani reinkarnacji nie wspomina. Jezus oczyścił ich z grzechu swoją własną krwią, więc bez względu na osobiste osiągnięcia – śmierć i siup – w Niebie. Doprawdy żałosny pogląd. A podzielałem tę naukę Lutra przez wiele lat, sądząc, że jest to nauka Jezusa. Aktywność Amerykanów nie bierze się jak sądzę z ich w połowie protestanckiej wiary, ale z tego faktu, że są potomkami zdobywców i liberalnych założycieli państwa.

A co mówi na temat roli cierpienia Kurs cudów? Zauważmy, że obok bodźca, jakim jest cierpienie, pojawia się w nas inspirująca rola Chrystusa.

„Przykre doświadczenia są tylko lekcjami, których nie udało się tobie nauczyć, przedstawionymi jeszcze raz abyś tam, gdzie dokonałeś poprzednio błędnego wyboru, mógł dokonać lepszego wyboru i w ten sposób uciec od wszelkiego bólu, który poprzedni wybór ci przyniósł. W każdej trudności, w każdym cierpieniu i każdym kłopocie Chrystus woła ciebie i łagodnie mówi, „Mój bracie, wybierz jeszcze raz.”

Nie chciałby pozostawić ani jednego źródła bólu nieuzdrowionym, ani nie pozostawić żadnego (błędnego) wyobrażenia, które przysłaniałoby prawdę. Chciałby odsunąć wszelkie nieszczęście od ciebie, którego Bóg stworzył ołtarzem radości. Nie chciałby pozostawić ciebie niepocieszonym, samotnym w swych snach o piekle, lecz chciałby uwolnić twój umysł od wszystkiego, co ukrywa Jego oblicze przed tobą. Jego Świętość jest twoją, ponieważ jest On jedyną mocą, która naprawdę jest w tobie. Jego siła jest twoja, gdyż jest On Jaźnią, którą Bóg stworzył jako Swojego Jedynego Syna.” (T31,8,3)