W Kursie cudów Jezus uczy nas, że słowa są jedynie symbolami symboli. A więc na naukę Kursu patrzeć możemy jak na mitologię opisującą procesy zachodzące w umyśle Syna Bożego. To jest oczywiści nasz umysł, a symbolicznie osobny, osobowy Bóg, jest w istocie Jednią wszystkiego we wszystkim. W pozornym oddzieleniu Syna od Boga wyróżniamy etapy, choć dzieje się to jednocześnie w teraz.

Ego wymyśla niewybaczalny grzech

Ego będąc jedynie ideą w umyśle, obawia się tego, że jeśli tylko wybierzemy widzenie Ducha Świętego zamiast niego, ono samo zniknie z naszego pola widzenia, a ono straci władzę nad nami. Sugeruje więc nam, że posiadamy wolę niezależną od woli Boga. A skoro tak, to wzbudzamy gniew Boga, który za ten grzech ukarze nas z pewnością śmiercią. To się zgadza z całą wymową Starego Testamentu, gdzie naczelne prawo kary brzmi: „Zapłatą za grzech jest śmierć.” (foto: yalemedicine.org)

Odczuwaną winę przerzucamy na bliźniego

W sytuacji grzechu i winy, które na nas ciążą, radzimy sobie z nimi obwiniając za zło naszych bliźnich. To oczywiście sprawia, że bliźni w naszych oczach zagraża nam. Już nie odczuwamy jedności z Bogiem, nie słyszymy głosu Ducha Świętego, boimy się zagrożenia ze strony bliźniego i w końcu śmierci. Chociaż te powody są iluzją, wzbudzają w nas silny lęk.

Cierpieniem płacimy za pozorną wolność i indywidualizm

Jak swoje winy przypisujemy bliźnim, tak za całe zło i cierpienie obwiniamy wymyślonego przez siebie okrutnego Boga. Będąca złudzeniem „nieświęta trójca” grzechu, winy i lęku zastąpiła w nas „świętą trójcę” prawdy, miłości i pokoju. Rezydujące w naszym umyśle nierzeczywiste ego jest myślą o oddzieleniu od Boga i bliźniego, wspieraną przez wiarę w niewybaczalny i prowadzący do śmierci grzech. W ostatnich czasach słowo Bóg zastąpione zostało słowem ewoluująca natura, a słowo grzech zastąpiono słowem nieodwracalny błąd genetyczny.