Którym z tych słówek posługujesz się częściej? Czy wiesz, że ich użycie przez ciebie pokazuje, w którą stronę zmierzasz na swej duchowej ścieżce? Czy ulegasz degeneracji, czy też wspinasz się do szczytu? Oto one: jedno to „ale”, a drugie – „mimo”. Zaraz ci powiem, dlaczego tak jest i co możesz zrobić, aby jedno z nich wykorzystać jako drabinę do Nieba. Czy jesteś szczęśliwy? Odpowiedz mi tylko na to pytanie, a ja ci wyjaśnię, co się za twoją odpowiedzią kryje.
Zacznijmy od odczuwania szczęścia. Właśnie opublikowano ranking krajów w Europie uszeregowanych wg odczuwania bycia szczęśliwym przez obywateli. Okazuje się, że ci nieszczęśliwi podają wiele powodów swego stanu w postaci niedostatku a to pieniędzy, a to jedzenia, a to opieki zdrowotnej, a to bezrobocia, a to rządu itd. Z kolei szczęśliwsi – szczęśliwość swoją uzasadniają posiadaniem wielu pożądanych przez nich okoliczności ich życia. Z punku widzenia duchowego, ten rodzaj szczęścia nazywa się szczęściem „uwarunkowanym”. Dlatego zdziwiłem się niezmiernie, gdy usłyszałem w radio o tym rankingu. Mówi on mimochodem o tym, że nie tylko ludzie, ale i badacze uzależnieni są od okoliczności swego życia.
Takie uzależnienie podobne jest do uzależnienia się od alkoholu lub narkotyków. Zażycie narkotyku daje narkomanowi chwilowe poczucie bycia szczęśliwym. Po jakimś czasie znów musi się narkotyzować, aby móc zwalczyć głód związany z uzależnieniem. To przecież nie ma nic wspólnego ze szczęściem. Widać więc, że cała nasza cywilizacja jest z zasady cywilizacją uzależnienia, jest pogonią za szczęściem uwarunkowanym. Wadą tego rodzaju szczęścia jest oczywiście jego zmienność, niepewność i znikoma moc. Ta ostatnia cecha może być jednak trudna do rozpoznania z powodu nieumiejętności porównania jej z mocą prawdziwego duchowego szczęścia. Jest ono doprawdy ogromne. Ale któż o tym wie?
I tutaj powrócę do pytania, które postawiłem ci na początku: „Czy jesteś szczęśliwy?” Zbadaj siebie, co pojawia się w twoim umyśle, gdy słyszysz takie pytanie. Czy obraz okoliczności twego życia? Może ważysz je i oceniając, wysnuwasz wniosek – „jestem szczęśliwy” (bo masz np. wystarczająco duże oszczędności), albo – „jestem nieszczęśliwy” (ponieważ szef odebrał ci właśnie premię). Jeśli tego rodzaju rozważania snujesz, to wierz mi – jesteś uzależniony. Nie wiesz także, co to jest prawdziwe szczęście. Nie idziesz duchową ścieżką, albo ścieżka, którą idziesz nie prowadzi cię wzwyż. Polegasz bowiem nie na tym co w górze (duch), ale na tym, co w dole (okoliczności). Wierzysz bożkowi zmysłów (fizycznych) zamiast Głosowi, który zna drogę do Boga, który jest. Idziesz w dół, bo ten bożek jest na dole. I pozwalasz mu się prowadzić.
Jak przełamać tę złą passę? Jeśli tylko zrozumiałeś i zaakceptowałeś powyższe argumenty. A rozpoznałeś swoje uzależnienie i zły kierunek, to przedstawię ci dwa ciekawe słowne narzędzia. Jednym jest kłódka, która zamyka drogę; drugim jest klucz, który drogę otwiera. Zgodnie ze wzniosłą, wspaniałą i skuteczną nauką Kursu cudów powiem ci wprost. Nie widziałem cię na oczy, ale jestem pewien, że jesteś szczęśliwy najwyższym możliwym duchowym szczęściem. Co ty na to powiesz? Osoby, które idą za bożkiem zmysłów, mówią w tym momencie: „Ale przecież ja tego nie czuję!” Tu dochodzimy do sedna problemu. Bożek, za który zdecydowałeś się iść założył na twój rozum kłódkę, abyś nie mógł doświadczyć prawdziwego szczęścia. Tą kłódką jest wypowiedziane prze ciebie małe słowo „ale”. Ono blokuje twój rozwój duchowy, sprowadza depresje, niepewność, uzależnienie od zmiennych okoliczności, cierpienie. Porzuć to słowo! Porzuć je, radzę ci z miłością. Zdecyduj dojrzale i odpowiedzialnie nie używać go już więcej w podobnym kontekście.
Zamiast słowa „ale” mamy klucz w postaci słowa „mimo”. Teraz gdy zadam ci pytanie, „Czy jesteś szczęśliwy?”, odpowiedz szczerze: „Jestem szczęśliwy mimo, iż tego nie czuję”. Możesz odpowiedzieć szczerze, gdyż to jest duchowa prawda o tobie. Zakryta przed fizycznymi oczami, które nie sięgają Nieba. Tutaj i teraz w Niebie jesteś szczęśliwy zawsze i niezależnie od czegokolwiek tam na Ziemi. „Mimo, iż tego nie czujesz i nie widzisz”. Gdybyś próbował teraz poczuć się rozczarowanym taką odpowiedzią myśląc, że co ci ze szczęścia, którego nie czujesz – sprawię ci niespodziankę. Otóż, dopiero wtedy, gdy zdecydujesz się szczerze i ze zrozumieniem wyznawać, że „jesteś szczęśliwy mimo, iż tego nie czujesz”, wtedy dopiero pojawi się odczucie owego wzniosłego i pozaczasowego szczęścia, które przewyższa wszelkie ziemskie, przemijające przyjemności. Powtarzam – kolejność musi być zachowana. Najpierw odrzucamy bożka zmysłów (odczuć), który założył nam kłódkę „ale”. Następnie stosujemy klucz wiary, którym jest słowo „mimo”. Po trzecie – sam Duch otworzy nam wewnętrzne oko i da odczuwanie boskiej woni w niebiańskim ogrodzie. Zachęcam do ćwiczeń! Ich skuteczność potwierdzam własnym przykładem.
Student Kursu cudów
keram
Jakoś mnie ten wywód nie przekonuje. To nie jest logiczne, być szczęśliwym mimo, że jeszcze tego nie czuję. KC rzeczywiście obiecuje realizację obietnicy szczęścia, jako coś nam przynależnego z racji bycia Synem Boga. Po pierwsze nikt z nas nie wie co to jest szczęście Syna Bożego. Nasz wyobrażenia szczęścia są różne i są bożkami. Po drugie, psychologowie takie rozumowanie nazwaliby złudzeniem oświecenia. Jest mi tutaj niezbyt komfortowo, więc uciekam w oświecenie lub tzw. szczęście, które jest tam gdzieś w oddali. Uważają, że jest różnica między iluzjami a ideami. Idee, są potrzebne dla zdrowia psychicznego (np. Don Kichote jest dla nich okazem zdrowia psychicznego, w przeciwieństwie do jego zaradnego służącego Sanczo Pansa, którego oni
uważają za niezbyt rozgarniętego umysłowo). Aby być zdrowym psychicznie trzeba być „ugruntowanym”, tzn. jeśli twierdzę, że nie jestem szczęśliwym, to pierwszą rzeczą jaka powinienem zrobić, to uznać to za fakt. To jest tak jak wyprawą w drogę, muszę wpierw uściślić punkt w którym się znajduję, gdyż w przeciwnym razie
nigdy nie dojdę do celu podróży. Więc nie mogę stwierdzić, że jestem szczęśliwy mimo, że tego nie czuję. Szczęście się czuje albo nie, i już. Kolejna sprawa, Kazimierz Dąbrowski pisze o zjawisku dezintegracji
pozytywnej, polegającej na zwykłym uznaniu faktu, iż nie jestem zadowolony z życia takiego jakie mam (ugruntowanie). Następnie, skoro wiem na czym stoję, to mogę określić ideę, która mnie interesuje. Ideę a nie iluzję, gdyż mam pewną świadomość mojego miejsca i stanu psychicznego tu i teraz. Dezintegracja pozytywna to świadomość wewnętrznego rozdarcia między stanem obecnym a ideą, która w moim mniemaniu ma mi dać poczucie spełnienia w życiu. To wewnętrzne rozdarcie jest cenne, gdyż jest to moja siła napędowa do realizacji mojego celu (wspólnie z moim Przewodnikiem). Wyobrażenie szczęścia (jakkolwiek rozumianego) nie jest silnikiem działania, gdyż jest hamowane poprzez afirmację „Jestem szczęśliwy mimo, iż tego nie czuję”. Skoro jestem szczęśliwy, to po co się wysilać?. Warto tutaj zacytować tekst piosenki napisanej przez Bogdana Olewicza a
wykonywanej przez Urszulę „Rysa na szkle”
„Czego wciąż mi brak? Przecież wszystko mam…Obcy ludzie mówią,że tak zazdroszczą mi…Czego wciąż mi brak? Co tak cenne jest? Że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle…
Pozdrawiam
Robert
Twoje opinie są niesłychanie interesujące.
Grzegorz
Ogromnie głęboko zdefiniowane. Czekam na nowy wpis.
kloszard
Faktycznie , dwa słówka i jaka różnica 🙂
Amadeo
Ludzie są uzależnieni od nieszczęścia ponieważ dla ego jest ono naturalne, lecz rozumiane na opak dla rozsądku.
Sprawa jest banalnie prosta, wręcz porażającą swą oczywistością:
Wolą Boga dla mnie jest doskonała szczęśliwość, a jeśli nie doświadczam tylko jej, oznacza to, że w jakiś sposób muszę przeciwstawiać się Woli Bożej, która jest zarówno moją Wolą, jako Syna Boga.
Wszystko co świat ofiaruje jako pociechy, jest to narzędziami, którymi zaprzeczasz Sobie, czyli Bogu.
Szczęście nie pojęte przez zmysły, to twój naturalny stan, w której możesz trwać i tu na ziemi, niezależnie od formy hologramu.