Dawno, dawno temu gdy zmarło dziecko mówiono – „Bóg dał Bóg wziął”. A gdy Ignaców dom we wsi od pioruna spłonął, podsumowano to łatwo – „Widać Bóg ich ukarał, coś musieli mieć na sumieniu”. Jeszcze w XIX wieku obawiano się instalowania piorunochronów, gdyż uchodziły za wynalazki diabła, który w ten sposób uczy ludzi sprzeciwiania się woli Bożej. Przyczyna nieszczęść człowieka leżała poza nim. A dzisiaj? Gdzie światopogląd społeczny wespół z naukowym upatruje przyczyn okoliczności życia człowieka? Weźmy choroby – skąd się one biorą? Prawie każdy odpowie – „Większość chorób to choroby zakaźne, ich przyczyną są bakterie i wirusy.” Pozostałe choroby mają przyczynę, która leży także poza organizmem człowieka. I jeśli dawniej trzeba było „prosić” zewnętrznego Boga o zmiłowanie, tak dzisiaj należy „walczyć” z zewnętrzną przyczyną choroby.
Podsumowując ten krótki wstęp należy z naciskiem stwierdzić, że tak długo jak człowiek widzi przyczynę choroby i sposób na jej wyleczenie poza sobą – tak długo nie będzie miał wpływu ani na swoje choroby, ani na przebieg całego swojego życia. Bo nie od naszej przeszłej karmy, rodziców, polityków, naukowców, lekarzy i bakterii zależy nasze życie. Od czego?…
(foto: archivo.de10.com.mx/13158.html)
Jaki należy mieć stosunek do ciała?
Ciało jest zdrowym, użytecznym narzędziem, poprzez który umysł może działać tak długo, jak długo ten instrument będzie do czegoś przydatny. Tym samym zadajemy kłam stwierdzeniom, że ciało jest nic niewartym balastem, który jedynie zmuszeni jesteśmy tolerować. Jednak wiemy też o tym, że nie jesteśmy ciałem, a oddzielny od niego umysł używa go jako swego narzędzia.
Skąd pochodzi i czym jest choroba?
Choroba nie jest czymś przypadkowym. Tak jak wszystkie środki obronne, jest ona szalonym narzędziem samooszukiwania się. Jej celem, tak jak i całej reszty, jest ukryć rzeczywistość, zaatakować ją, zmienić ją, uczynić ją niedorzeczną, zniekształcić ją, wykrzywić ją lub zredukować ją do małej sterty nie połączonych z sobą części. Celem wszystkich tzw. środków obronnych jest nie dopuścić, by prawda była całością. Jej części są wówczas postrzegane tak, jakby każda z nich była sama w sobie całością. Prawda bowiem jest taka, że choroba nie pochodząc od Boga – nie ma racji bytu. W rzeczywistości bowiem choroba nie istnieje i nie musimy obserwować jej jako czegoś, co atakuje ciało.
Jakie są korzenie choroby?
Choroba jest naszą decyzją. To nie jest coś, co się tobie przydarza, w sposób przez ciebie niezamierzony, co czyni cię słabym i przynosi ci cierpienie. Choroba powstaje z twego wyboru, z planu, który układasz, kiedy w twoim opanowanym przez iluzje i wprowadzonym w błąd umyśle pojawia się przez chwilę prawda, a cały twój świat zaczyna się chwiać, jakby miał się za chwilę zawalić. Ego bowiem boi się Prawdy i za cenę choroby pragnie ją ukryć. Teraz jesteś już więc chory, zatem prawda może już odejść i nie będzie już więcej zagrażać temu co ustanowiłeś i w co wierzysz. A wierzyć chcesz w iluzję, która jest wytworem twojej sennej halucynacji.
Dlaczego uważasz, że choroba może osłonić cię przed prawdą?
Jest tak, ponieważ choroba dowodzi, że ciało nie jest od ciebie oddzielone, a zatem ty musisz być oddzielony od Prawdy. Cierpisz z powodu bólu, ponieważ doświadcza go ciało, a ty w tym bólu się z nim identyfikujesz. W ten sposób twoja rzekoma tożsamość zostaje zachowana, a dziwna, natrętna myśl, że możesz być czymś więcej niż małą stertą prochu, zanika. Bowiem tak widzisz, że ten proch może być źródłem twego cierpienia, może wykręcić ci kończyny, zatrzymać serce, rozkazując ci umrzeć i przestać istnieć. Halucynacja pozornie zwycięża.
Choroba jest pozornym dowodem na śmiertelność ciała
W ten sposób ciało staje się mocniejsze niż Prawda, która prosi cię byś żył, ale nie może przeciwdziałać twemu postanowieniu by umrzeć. I tak ciało staje się mocniejsze od wiecznego życia, Niebo bardziej słabowite niż piekło, a Bożemu projektowi zbawienia Jego Syna sprzeciwia się decyzja, która jest silniejsza niż Jego Wola. Jego Syn jest prochem, Ojciec jest niekompletny a chaos tryumfuje zajmując Jego tron. Tak wygląda marzenie senne Syna Bożego, którym jesteś.
Jak dokonujemy wyboru choroby?
Umocnienia obronne zawsze są zamierzone, zawsze są wytwarzane świadomie. Są one tajemniczymi, czarodziejskimi różdżkami, którymi machasz, gdy prawda wydaje się zagrażać temu, w co wierzysz. Wydają się być nieuświadomione, ale tylko z powodu szybkości, z jaką decydujesz się ich użyć. W tej samej sekundzie, w której dokonujesz tego wyboru, a nawet jeszcze szybciej, dokładnie rozpoznajesz co chciałbyś spróbować zrobić i wtedy zaraz zaczynasz myśleć, że to już jest zrobione.
Jak umacniamy chorobę?
Kto, jak nie ty, ocenia zagrożenie, decyduje o tym, że niezbędna jest ucieczka i ustanawia całą serię środków obronnych przez Prawdą, by zmniejszyć zagrożenie, które zostało oszacowane jako prawdziwe? Żadnej z tych rzeczy nie można dokonać nieświadomie. Ale twój plan wymaga tego, byś potem musiał (1) zapomnieć, że sam to wszystko wytworzyłeś, aby (2) to wydawało się czymś zewnętrznym, (3) nie pochodzącym od ciebie, (4) czego w ogóle nie zamierzyłeś; wydarzeniem, które (5) nastąpiło poza twym umysłem, wynikiem, który wywołał w tobie określony efekt, a nie czymś, czego sam dokonałeś. Właśnie to szybkie zapomnienie twojej roli, jaką odgrywasz w wytwarzaniu swej „rzeczywistości”, sprawia, że te (6) umocnienia obronne wydają się być poza twoją kontrolą.
Gdy chcesz doświadczyć uzdrowienia
Możesz doświadczyć uzdrowienia gdyż to, co zapomniałeś, może być przypomniane, JEŚLI WYRAZISZ CHĘĆ PONOWNEGO ROZWAŻENIA SWEJ DECYZJI, która jest podwójnie osłonięta niepamięcią. Twoja niepamięć jest tylko znakiem, że ta decyzja wciąż pozostaje w mocy, zgodnie z twym życzeniem. Jednak to nie ma nic wspólnego z istniejącymi faktami. Umocnienia obronne muszą sprawiać, że fakty stają się nierozpoznawalne. To jest ich celem i to właśnie czynią.
Czy jednak postanawiasz spojrzeć na chorobę odmiennie niż do tej pory? Czy zgodzisz się, że to ty właśnie wywołałeś chorobę, aby uzyskać w ten sposób jakąś znikomą korzyść? I nie mów mi teraz, że każda choroba ma inne źródło. To tylko oszustwa ego, które chce cię uśmiercić. O każdej chorobie zdecydowałeś tylko ty. I dlatego tylko ty możesz się jej pozbyć. To jest rzeczywiście dobra wiadomość.
Błędny sposób leczenia
Broniąc ciała, atakujesz swój umysł. Albowiem gdy go bronisz, widzisz w nim jakieś wady, słabości, ograniczenia i braki, z powodu których, jak myślisz, musisz swe ciało ratować. Nie postrzegasz umysłu jako czegoś, co istnieje poza ciałem. I nakładasz na ciało wszelki ból, który bierze się z koncepcji, że umysł jest słaby, ograniczony i oddzielony od innych umysłów jak i od swego Źródła.
Czego potrzebuje ciało?
Ciało nie potrzebuje obrony. Twoja pozorna jaźń, która potrzebuje ochrony, nie jest prawdziwa. Ciało nie warte nawet najmniejszej obrony, potrzebuje tylko tego, by je postrzegać jako całkowicie poza tobą.
Kiedy ciało będzie silne i zdrowe?
Ono będzie silne i zdrowe, jeśli umysł nie będzie go nadużywać, przydzielając mu role, których ono nie jest w stanie odegrać, powierzając funkcje, których nie może wypełnić, wyznaczając dążenia, które są poza zasięgiem jego możliwości i wzniosłe cele, których ono nie może zrealizować.
Czyż nie chcesz, aby ciało dawało ci szczęście? Aby ciało zapewniło ci wysokie dochody? Aby było dla ciebie źródłem przyjemności? Aby było podziwiane przez innych? Aby zapewniło ci zdrowe i bezpieczne życie? Aby doświadczyło wielu interesujących przygód? Ale ono wydaje się zawodzić twe nadzieje, nie zaspokajać twych potrzeb, nie realizować twych wartości i nie spełniać twoich marzeń. Po prostu nie jest w stanie, bo nie taka jest jego rola.
Kiedy ciało zareaguje zdrowiem?
To właśnie te myśli potrzebują uzdrowienia, a ciało zareaguje zdrowiem, gdy tylko zostaną one poprawione i zastąpione prawdą. Tylko w ten sposób można naprawdę bronić ciała. Jednak, czy właśnie takiej obrony ciała poszukujesz? Proponujesz ciału tego rodzaju ochronę, która w ogóle nie przynosi mu żadnych korzyści, ale tylko powiększa cierpienie twego umysłu. Wcale nie uzdrawiasz, ale tylko odbierasz nadzieję na uzdrowienie, ponieważ nie zdajesz sobie sprawy z tego, gdzie można odnaleźć nadzieję, która ma sens.
Uzdrowienie ciała znajdziesz w uzdrowieniu umysłu. A do jego uzdrowienia prowadzi usunięcie zeń śmieci i wprowadzenie światła. To jest duchowa dieta. Ponadto wymagane jest wytrenowanie umysłu w generowaniu postrzegania zgodnego z tym światłem. To jest duchowa siłownia. Umysł jest źródłem stanu, w jakim znajduje się nasze ciało. Ciało zaś jest odzwierciedleniem stanu naszego umysłu.
Do sporządzenia powyższego wpisu posłużyła mi treść lekcji L135 i L136.
Golka
Kochani, już dawno miałam ochotę zadać to pytanie, być może w czyimś komentarzu już ono padło? Odnośnie chorób, wypadków i tego co nas w życiu spotyka „dlaczego mnie „to COŚ” spotkało, na jaki błędny aspekt mego umysłu dane zdarzenie chce zwrócić moją uwagę? Co powinnam uczynić, zmienić, aby móc go uzdrowić, tudzież, używając terminologii Kursu, odczynić ego, torując tym samym kolejny odcinek drogi wiodącej do miłości?”. Przecież Jezus był przebaczający a go ukrzyżowali – dlaczego go to wszystko spotykało? Czy on miał swój cień? Czy kiedyś coś złego powiedział lub uczynił innym? To co mi przychodzi do głowy, to żeby „na nim objawiły się sprawy Boże”, ja wiem że to jest przesłanie przebaczenia. Ale to znaczy, że nie u każdego wszystko co go spotyka jest „lustrem”, a o tym często mówi kurs. Przepraszam, że może trochę nieskładnie i w skrócie, ale piszę w przerwie w pracy, mam nadzieję że jest w miarę jasne o co mi chodzi 😉
Student
Droga Golka, o ile się orientuję, Kurs cudów wspomina, że ukrzyżowanie Jezusa było jego ostatnim błędem. Bóg przecież nie wymaga od nikogo poświęcenia. Jest czystą miłością i wychodzi naprzeciw swojemu Synowi bez konieczności jego śmierci. Ty wyraźnie cytujesz albo Biblię albo naukę o cieniu. Kurs cudów jest ponad tym wszystkim. Nie ma bowiem ani winy, ani grzechu, ani śmierci i ofiary. Jest jedynie życie w obejmującej wszystko miłości Boga. Pozdrawiam 🙂
Student
Jeśli chodzi o zjawiska, które postrzegasz w swoim tak zwanym życiu, to są one jedynie percepcyjnymi zasłonami czystego ducha Bożego. Jedyna więc czynnością, którą musisz zrobić, aby ich nie widzieć, jest usunięcie owych zasłon z twojego umysłu. Ale takie powiedzenie sprawia raczej trudność niż ja rozwiązuje. Golka droga, zobacz jedynie, że w twoim życiu wszystko jest w porządku. Bo stworzył je Bóg. A skoro istnieje jedynie On, to te wszystkie rzeczy są jedynie Nim samym. Ty zaś jesteś jednością z Nim jako Syn Boży. Przeżywasz więc jedynie błogość płynącą z przebywania od wieków na wieki w tym stanie.
Jeśli tego nie możesz dostrzec, to usiądź w spokoju i studiując Kurs cudów wybaczaj wszystkim braciom swoim i trwaj z nimi w spokojnej jedności. Wejdź z nimi w święty związek. Jeśli nie wiesz, o czym mówię, studiuj Kurs stopniowo. Oraz Lekcje. Tak pojawi się światło i zobaczysz lilie na ołtarzu swego jedynego Ojca. I życie swoje pełne harmonii w Nim.
4rt
Golko miałem podobne rozkimny. Dla mnie nie było śmierci Chrystusa, gdyż w sumie to na dobrą sprawę pozbawiono go ciała, a później i tak zmartwychwstał 🙂 W mojej opinii mogło być tak, że Jezus może miał plan jak pomóc człowiekowi zrozumieć śmierć, że ona jest niczym, albo może chęć doświadczenia czegoś, co pomoże człowiekowi w przyszłości i przełoży się na lepsze zrozumienie sensu istnienia i egzystowania w jedności. Sytuacja w której pokazano jak doszło do ukrzyżowania pokazuje mi sposób działania nieuświadomionego umysłu na tej zasadzie, że wystarczy mała grupa krzykaczy i manipulatorów by zmienić nastawienie tłumu, czyli analogicznie, krzykacze ego manipulują świadomością, która idzie za tym co usłyszy bez przemyślenia, to i dziś się dzieje, chociażby pod sejmem. Myślę też że Jezus przebaczył tym co tak mu uczynili, gdyż świadomie to zrobił i wiedział co mu zrobią na długo przed tym co się stanie. Stąd nie bał się, ponieważ wiedział że to co mówi jest tak rewolucyjne, że wydadzą go na śmierć i to było przebaczenie, zgodzenie się z tym dla dobra większości, gdyż jak by uległ, poszedł faryzeuszom na rękę i jego słowa nie rozniosłyby się po świecie, a zostały zapomniane, nie usłyszelibyśmy o Mistrzu Jezusie, który zbuntował się przeciwko prymitywnym i brutalnym tradycjom, pokazując człowieka przyszłości, światłego, pełnego miłości, współczucia i wiedzy.
4rt
Wydaje mi się że lustro znika kiedy karma jest już niepotrzebna, kiedy nie musisz lustrzanie doświadczać tego co samemu się czyni, kiedy możesz doświadczać ze wszystkiego, bo wiesz że to Ty sama i możesz uszlachetniać to w coś wielkiego i pełnego miłości swoją obecnością. Na dobrą sprawę lustro też jest częścią nas, póki widzimy cień, sami jesteśmy cieniem. Ono tylko nam pokazuje prawdę czy jesteśmy blisko tego w kogo wierzymy… czyli w siebie 🙂
Iwona
Drogi Studencie
Chcąc udzielić odpowiedzi na Twoje pytanie powiem tak:
w świetle tego, z czym do tej pory zdążyłam się zapoznać w Kursie Cudów, to należy pamiętać, że odwołuje się on do dwóch poziomów rzeczywistości: poziom I to poziom świata stworzonego przez Boga, czyli świat idealny, o wysokich wibracjach, czyli wyłącznie pozytywnych emocjach (co dla naszych ludzkich umysłów jest nadal czymś mocno abstrakcyjnym).
Poziom II to nasz świat materialny (choć materii jako takiej też przecież nie ma), tworzony i postrzegany przez nasz ludzki umysł zawiadywany w głównej mierze przez nasze różnorodne ego (brak l. mn.), a wraz z nim również negatywne emocje o niskich wibracjach, które w poziomie I nie występują. Wymieniać ich chyba nie ma potrzeby…
Zatem wyzwalając się z poziomu II, zwanego też światem snu (ponoć już w Wedach, starszych od Biblii, których sama przeczytałam tylko mały fragment, mowa jest o tym, że Bóg nas myśli lub śni) wyzwalamy się tym samym z naszego ego, będące swoistym programem, którego składowe należy rozpoznać (podświadomość) i poprzez świadomy wybór (potrzebna do tego jest stosowna wiedza) dokonywać sukcesywnie transformacji, co KC nazywa odczynianiem ego.
A to jest proces, który u każdego z nas przebiega inaczej. Stąd mogą brać się różnice pomiędzy życiem harmonijnym, a takim, w którym prawo karmy rozumiane jest jako surowe prawo odwetu, choć chodzi wyłącznie o dostrzeżenie i naprawienie błędu, o czym KC wyraźnie mówi.
Krótko więc reasumując: odnośnie pozornych sprzeczności pomiędzy harmonią, a nie zawsze poprawnie rozumianym prawem karmicznym: to stan umysłu danego człowieka, na który składa się zarówno jego osobowość, jak i wyznawany światopogląd decydują o podejściu do tychże kwestii i takim lub innym ich postrzeganiem.
Mówiąc jeszcze bardziej obrazowo, rzecz ma się tak jak z ludźmi, którzy doznali amnezji. Jeden z nich już wie, że ją posiada, ale bardzo pragnie odzyskać swoją właściwą tożsamość dokładając wiele starań w odzyskiwanie pamięci.
Jego nastawienie i odbiór rzeczywistści będą z pewnością inne niż tego drugiego, który nawet nie wie, że ma amnezję i żyje tak, jak mu jego stan świadomości pozwala, z całą tego konsekwencją. Patrz znakomity film (bądź książka, której nie czytałam) pt. Znachor.
Wiele w ten temat wnoszą m. in. książki Michaela Newtona, jak np. Wędrówka dusz, Przeznaczenie dusz t. I i II, Brzmienie życia i Życie między wcieleniami. Są też z nim wywiady na YouTube. Oczywiście jest jeszcze całe mnóstwo innych wartościowych pozycji, ale Newtona dzieła są wysoko na liście polecanych lektur.
Antropozofia Rudolfa Steinera czy obszerne dzieła Emanuela Swedenborga to także dobrze zainwestowany czas. Dzięki nim można wspaniałe zrozumieć, o co w tej grze zwanej Życiem chodzi ?.
Na ile więc zapoznałam się z KC (a powtarzam, że jestem jeszcze na początku, choć czytałam i czytam książki mu towarzyszące), to uważam, że jego podejście do karmy, tudzież harmonii nie jest ono jednoznaczne. Stwierdza, że coś jest proste i trudne zarazem, gdyż wiele uwarunkowań się na to składa.
Mowa w nim też jest np. o krucjacie, które to słowo ma wybitnie pejoratywne znaczenie. Dla przypomnienia:
„Ponieważ podzielasz moją niechęć do akceptowania błędu u siebie i innych, musisz dołączyć do wielkiej krucjaty, aby go naprawić; słuchaj mego głosu, ucz się usuwać błędy i działać tak, aby je naprawić. Moc czynienia cudów należy do ciebie. Ja dostarczę ci sposobności do ich dokonywania, ale ty musisz być chętny i gotowy.”
Jak zatem to polecenie rozumieć? Jak sprawować krucjatę? Czy dla każdego odbiorcy tych słów będą miały one takie samo znaczenie i wynikające z niego stosowne postępowanie?
Uważam, że zarówno powyżej, jak i w moich poprzednich wypowiedziach zawarłam niejako odpowiedź, na te pytania, choć nie wiem czy w wystarczający i satysfakcjonujący sposób.
Oczywiście mogłabym o wiele bardziej temat rozwinąć, ale nie jestem w stanie w tym miejscu tego zrobić ?.
Wiele lat doświadczeń oraz mnóstwo przeczytanego, wysłuchanego i obejrzanego materiału kształtowały i kształtują moje poglądy, a tym samym moją osobowość, a proces ten nadal trwa, zatem nie sposób streścić wszystkiego, co mogłoby i chciałoby się przekazać ?.
Na zakończenie polecam bardzo ciekawy i w dużej mierze adekwatny do naszej dyskusji wywiad z Tomem Campbellem na YouTube:
https://youtu.be/_V9_JcJbBS8
Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytających ?.
Student
Iwono, dziękuję za odpowiedź na moje pytania. Jeśli się twój komentarz nie pokazał od razu, to dlatego, że musiałem go zatwierdzić, gdyż w nazwie e-maila dałaś wielką zamiast małą literę. A dla programu to już inny mail i musi czekać. Staram się odnaleźć analogie miedzy KC, a psychologią cienia. Może tak jak sugerujesz ten sen zawierający poziom świata i ego jest właśnie cieniem? I my musimy zauważyć, że nim nie jesteśmy my sami, ale to jest nasz cień? Bo można cień ujmować jako uzupełnienie całości: ciało+cień (jing+yang). Lub widzieć cień jako stłumienie, wyparcie, co ujawnia się pod postacią chorób. Ten cień mnie naprawdę interesuje. Jest na ten temat strona https://ciemnanoc.pl/ i jest to także na FB Ciemnanoc.pl. Jednak KC ego nazywa naszą fałszywą tożsamością, choćby dlatego, że ego sugeruje nam, iż jesteśmy ciałem. A to z pewnością ograniczenie. Gdyż istnieje tylko Bóg i dostrzeżenie tego, że nasza z Nim tożsamość jest fundamentalna, jest przebudzeniem.
Słowo krucjata kojarzy się nam oczywiście negatywnie. W tłumaczeniu Acoharda, z którego korzystam, występuje ono tylko jeden raz w następującym kontekście: „Kiedy już przywrócono ci rozpoznanie twojego pierwotnego stanu, sam w sposób naturalny stajesz się częścią Pojednania. Ponieważ podzielasz moją niechęć do akceptowania błędu u siebie i innych, musisz dołączyć do wielkiej krucjaty, aby go naprawić; słuchaj mego głosu, ucz się usuwać błędy i działać tak, aby je naprawić. Moc czynienia cudów należy do ciebie. Ja dostarczę ci sposobności do ich dokonywania, ale ty musisz być chętny i gotowy. Czynienie ich przyniesie przekonanie o zdolności do ich czynienia, ponieważ przekonanie przychodzi dzięki dokonaniu. Zdolność to potencjał, osiągnięcie jest jej wyrażeniem, a Pojednanie, które jest naturalnym zajęciem dzieci Bożych, jest celem.” (T1,3) W USA słowo to ma znaczenie „ewangelizacja, misja” i jest bardzo często używane. U nas kojarzy się z wojnami krzyżowymi w Średniowieczu. To słowo też trzeba wybaczyć. Może Ty używasz tłumaczenia Urbańskiego, a on tego słowa używa częściej. Nie wiem.
Dla mnie ta misja (krucjata) zawarta jest w ww. słowach Jezusa: „Moc czynienia cudów należy do ciebie. Ja dostarczę ci sposobności do ich dokonywania, ale ty musisz być chętny i gotowy. Czynienie ich przyniesie przekonanie o zdolności do ich czynienia, ponieważ przekonanie przychodzi dzięki dokonaniu.” Ponieważ to jest początek Kursu, to potrzebna jest taka właśnie nasza deklaracja. Aby studiowanie KC miało dla nas jakiś sens.
Fajnie, że podajesz wiele linków i autorów, którzy wsparli twój „rozwój”. Dziękuję Ci w imieniu wszystkich czytelników i swoim. Z niektórymi miałem możność się zapoznać, stoją na moich półkach. Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂 Student
Iwona
Dziękuję za odpowiedź, Studencie. Ciekawi mnie Twój odbiór książki, jeśli oczywiście zechcesz ją w całości przeczytać i podzielić się Twoimi spostrzeżeniami ze mną. Może niekoniecznie na stronach Twego blogu ?. Choć sama nie do końca zgadzam się ze światopogląd jej autorów, to uważam, że wskazany przez nich kierunek i obszar poszukiwań roli i znaczenia chorób i wypadków (jak też wszelkich innych zdarzeń losowych) jest strzałem w dziesiątkę. Stąd też, nawiązując do Twej propozycji, aby „wybaczać wszystkim i wszystkiemu” , dodam, że ja chyba trochę inaczej pojmuję WYBACZANIE, które jest myślą przewodnią Kursu. Wg mnie, nie chodzi tu o takie powszechne rozumienie tego słowa, jako bycie ponad jakąś sytuację, jej ignorowanie, odsuwanie w niepamięć…
Moim zdaniem w tym innym rozumieniu tego pojęcia, nie należy czynić ze sprawcy danego zdarzenia kozła ofiarnego, uznając go odpowiedzialnym za jakieś niepowodzenia, nieszczęścia z całą tego konsekwencją, jaką są nasze negatywne emocje i często domaganie się dlań kary. Sprawca jest tylko realizatorem, emanacją Wyższego Planu. W świetle mego rozumienia słowa PRZEBACZENIE w kontekście Kursu Cudów, chodzi o chęć zrozumienia: dlaczego mnie „to COŚ” spotkało, na jaki błędny aspekt mego umysłu dane zdarzenie chce zwrócić moją uwagę? Co powinnam uczynić, zmienić, aby móc go uzdrowić, tudzież, używając terminologii Kursu, odczynić ego, torując tym samym kolejny odcinek drogi wiodącej do miłości?
Lekcja 20: „Jestem zdeterminowany widzieć” mówiąc:
(…) „Dodatkowe powtórzenia powinno się stosować wobec każdej sytuacji, osoby czy zdarzenia, które cię niepokoją. Możesz je widzieć inaczej i będziesz je widział inaczej. Zobaczysz to, czego pragniesz.
Takie jest rzeczywiste prawo przyczyny i skutku, tak jak działa ono w świecie zdaje się wyraźnie na taką interpretację wskazywać (choć można też inaczej ten tekst zrozumieć) . Od wielu lat praktykuję tę zasadę i widzę, że działa w 100%, aczkolwiek łatwo nie jest. Gdyby pełne rozumienie tego prawa trafiło do powszechnej świadomości i było praktycznie stosowane, ludzkość w stosunkowo bardzo krótkim czasie dokonałaby pełnej transformacji i życie tu radykalnie zmieniłoby swoją jakość, sen stałby się pięknym, czego nam wszystkim życzę!
Student
Iwono, spojrzałem na razie tylko na parę chorób w tej książce. Jej podstaw we wstępie nie studiowałem. Jest moim zdaniem ciekawa i warta przeczytania i może nawet stosowania wraz z Kursem cudów. Faktycznie wybaczanie w Kursie jest niestandardowe. Wzmacniane jest dodatkowo różnymi dodatkowymi słowami. Ja trochę myślę, że słowo to początkujących lub powierzchownych czytelników wprowadza w błąd. Cóż, mógłbym wymyślić tu lepsze słowo, ale to i tak nic nie da. Bo to przecież ja sam powinienem „odczyniać”. Choć i to słowo jest źle przetłumaczonym angielskim terminem.
Twoje spostrzeżenia są dla mnie niezwykle cenne, bo zwracają moją uwagę na konieczność zmiany rozumienia Kursu w tej najważniejszej przecież sprawie. „Naszą jedyną funkcją jest wybaczanie”. Naprawdę spadłaś mi z nieba, Iwono! Dziękuję Ci niezmiernie. Podstawy tej książki niebawem przestudiuję. A nad „istotą przebaczania” zastanawiać się będę jeszcze bardzo głęboko, mimo iż Kurs wiele o tym mówi.
Wspomnę tylko przy okazji o moim spotkaniu z ludźmi, którzy twierdzą, że każdy człowiek sam musi ponieść skutki swych decyzji. I np. choroby są tu dla niego dobra okazją do poniesienia tych skutków. Więc ich uzdrawianie to tylko odsuwanie tego w czasie lub zamienianie jednej na drugą chorobę. I tu też mam temat do zastanowienia. Co Ty o tym myślisz? (Długie wypowiedzi dziel na akapity, abym ja nie musiał robić tego za Ciebie: shift+enter) Pozdrawiam 🙂
Iwona
Drogi Studencie,
ucieszyła mnie Twoja partnerska reakcja na mój komentarz w kwestii przebaczania oraz zainteresowanie moim zdaniem na temat uzdrawiania, do czego bardzo chętnie za chwilkę nawiążę, gdyż to niezwykle ważna kwestia i znakomicie, że chcesz ją tutaj poruszyć.
Moje dotychczasowe (wprawdzie sporadyczne) próby nawiązania kontaktu z osobami prowadzącymi publiczne nauczanie KC, aby podjąć rzeczowe konsultacje w tym trudnym a zarazem kluczowym temacie, spełzły na niczym. Próbowałam w Polsce i w Niemczech.
Niemiecki znam dość dobrze, natomiast j.angielskiego nie opanowałam na tyle, aby móc za jego pośrednictwem prowadzić konwersacje w tego rodzaju zawiłej problematyce. Być może w tym obszarze językowym prędzej znalazłabym partnerów do poważnych i zasadnych rozważań na temat przekazu Kursu, o którym mówi się i pisze, że rodzi bardzo wiele kontrowersji i nieporozumień, no ale niskie kompetencje językowe nie umożliwiają mi tego. Sam zwracasz uwagę na niedoskonałości translatorskie w tłumaczeniu tekstu Kursu Cudów, a jest jeszcze cała sfera semantyczna nastręczająca może jeszcze większych problemów.
Proponowałam nawet komuś na YouTube, kto wydawał mi się rzeczowym i ciekawie prowadzącym swój kanał w zakresie duchowości, podjęcie i tego tematu, no ale nie trafiłam na zainteresowanie ze strony tegoż pana. A szkoda 🙁 .
Formuła, którą zaprezentował Rafał Wereżyński (chyba nie jesteś nim? 🙂 ) nie odpowiada mi i wielu innym osobom, którym chciałam przybliżyć nauki KC za jego pośrednictwem, a pozostała oferta w j. polskim jest bardzo skromna.
Wracając do treści Twej wypowiedzi, w której powołujesz się na ludzi twierdzących, „że każdy człowiek sam musi ponieść skutki swych decyzji. I np. choroby są tu dla niego dobrą okazją do poniesienia tych skutków. Więc ich uzdrawianie to tylko odsuwanie tego w czasie lub zamienianie jednej na drugą chorobę”.
Powiem tak: po części jest to słuszne twierdzenie, ale nie do końca…
Otóż w oparciu o literaturę i własne wieloletnie doświadczenia, wiem, że nie chodzi w całym tym procesie o „ponoszenie skutków swych decyzji”, co brzmi radykalnie i mocno opiera się o prawo przyczyny i skutku. Parafrazując: „co zasiejesz, to zbierzesz”…
W moim głębokim przekonaniu tak nie jest, gdyż sama zaobserwowałam, a zatem potwierdzam to, do czego doszli ci dwaj niemieccy autorzy książki „Choroba drogą do samopoznania”, która pod koniec lat osiemdziesiątych całkowicie przeorganizowała mój światopogląd, że choroba i wypadki (a także wszelkie inne zdarzenia losowe) są przede wszystkim INFORMACJĄ o dysharmonii, jaka zachodzi pomiędzy naszym Boskim Umysłem, a umysłem napędzanym ego, czyli tym nieprawidłowym.
Zauważyłam nie tylko u siebie, ale w wielu innych przypadkach, że wpierw dostajemy informacje w o wiele subtelniejszy sposób, np. za pośrednictwem snów, czy zdarzeń w tzw. materii nieożywionej, zanim informacja ignorowana przez znakomitą większość ludzkiej populacji stanie się bardziej „wymowna” (dobitniej mówiąc: dotkliwa).
I o to właśnie chodzi, aby informacja dotarła do odbiorcy, została właściwie zrozumiana i wykorzystana we wskazanym celu. Gdy błąd jest dostrzeżony i skorygowany zaraz na początku, nie ma potrzeby, aby uzmysławiać go nam w sposób radykalny i bolesny.
Poza tym, sygnały wysyłane przez ciało bardzo wyczulają uwagę na świat wewnętrzny, podświadomość i jej reakcje. Bez tego przeszłabym nad wieloma moimi wewnętrznymi reakcjami do porządku dziennego, nawet ich w sumie niezauważając lub uznając je za zupełnie adekwatne do danej sytuacji, a nawet pożądane.
Dopiero dyskomfort na poziomie ciała zmuszał mnie do głębokiej introspekcji aż do skutku. Jeszcze siebie całkiem nie przepracowałam, bo plecaczek EGO całkiem pokaźny był, ale już odwaliłam spory kawał roboty, choć praca nie jest łatwa, ani miła 🙂 .
Odkąd trafiłam na Kurs Cudów, a stało się to dopiero w tym roku, tłem do interpretacji zdarzeń (w tym chorób) jest jego treść. Idealny punkt odniesienia, bez którego z moją chorobą Hashimoto (ponoć już plagą ludzkości) zdiagnozowaną trzy lata temu, byłam jak dziecko we mgle i żadna książka nie była w stanie mi pomóc. Objawy były bardzo, ale to bardzo nieprzyjemne. Rozpracowywałam chorobę pod wieloma aspektami gromadząc obfity materiał na jej temat, ale dopiero wykładnia KC pomogła mi zrozumieć, o co w niej chodzi… Zadziałało!!!
Oczywiście, biorąc pod uwagę nasz materialny świat snów, który rządzi się swoimi prawami (o czym też przecież mówi KC), należy uwzględnić prawo karmiczne, czyli że niedostrzeżone i nieskorygowane błędy przechodzą w kolejne życie, a ich skutki nabierają mocy, czyli pojawiają się np. w postaci choroby, kalectwa już w łonie matki, czy zaraz po urodzeniu lub w kolejnych latach tylko po to, aby błędy były widoczne, a nie jako kara. Ja tego tak nie postrzegam. Efektem końcowym naszego życia ma być przecież połączenie umysłów: Boga Ojca i Syna, którym jest wedle KC każdy z nas, a raczej jako człowiek jesteśmy jego emanacją w lepszy lub gorszy sposób 😉 .
Dlatego też nauka Jezusa zawarta w KC zalecająca, aby widzieć w każdym innym człowieku brata, lub inaczej mówiąc Ducha Świętego (dorzucę żartobliwie: w przebraniu ego 🙂 ), nabiera dla naszego ludzkiego umysłu głębszego sensu i lepszego zrozumienia.
Jeśli chodzi o „uzdrawianie jako przeniesienie tego w czasie lub zamienianie jednej na drugą chorobę”, to jak najbardziej odpowiada to prawdzie. Wiem sama po sobie po licznych doświadczeniach, jak również w oparciu o baczne obserwacje mojego otoczenia.
Ponadto tę samą zasadę zaobserwował i opisał w swej książce „Diagnostyka karmy” (znasz ją może?) znany, aczkolwiek mocno kontrowersyjny bioenergoterapeuta – Siergiej Łazariew.
Przytaczam fragment jego wypowiedzi:
“(…) ciężko jest od razu przyswoić sobie moje książki. Ale za to mogą następować znaczne zmiany, i gdy teraz słyszę, że po przeczytaniu moich książek, radykalnie zmienia się charakter, to już się nie dziwię. Nie dziwi mnie również to, że znika wiele chorób. BARDZIEJ DZIWI MNIE, ŻE ONE CZASEM NIE ZNIKAJĄ.
(…) Szanowny Czytelniku, zanim zaczniesz czytać tę książkę, sprawdź swój stan emocjonalny. Stanowczo odradzam jej czytanie, gdy odczuwasz obrazę, rozdrażnienie albo wykazujesz inne negatywne emocje w stosunku do kogokolwiek lub czegokolwiek.
Książka, którą mają Państwo przed sobą, nie jest po prostu kolejną pozycją na interesujący dziś wielu temat, ale wykładem oryginalnej koncepcji rozumienia praw świata duchowego, rządzącego światem materialnym; jest analizą możliwości wchodzenia w świat bioenergetyki.
Główne jej cele to rozszerzenie rozumienia otaczającego nas świata, ujawnienie i zbadanie rządzących nim mechanizmów oraz przedstawienie zasad wchodzenia w bioenergetykę, albowiem doskonalenie człowieka powinno się zaczynać od uświadomienia sobie świata, zrozumienia jego praw, zdania sobie sprawy z tego, że jesteśmy częścią jednego systemu wszechświata.
Współczesna ludzkość daleko odeszła od duchowych źródeł, dlatego jest podobna do statku, w którym są dziury i niesprawny silnik, nie ma na nim kapitana, a jego załoga jest skłócona. Niektórzy członkowie załogi zaczęli już to rozumieć, pojawiły się wezwania do pojednania i remontu statku. Jednak główny problem polega na tym,że nikt nie wie, że statek płynie w kierunku raf i bez zmiany kursu nawet naprawa silnika nie może uratować statku i jego załogi.
Ludzkość stoi przed niebezpieczeństwem o wiele groźniejszym niż atomowe. Tym niebezpieczeństwem jest rozpad ducha. Najbardziej przerażające straty to te, których nie zauważamy, nie czujemy, ponieważ śmierć następuje najpierw na poziomie pola, a dopiero potem na poziomie ciała.
Obecnie proces ten zbliża się do punktu krytycznego, dlatego że to, co dzisiaj jest naszym duchem, jutro i pojutrze będzie ciałami naszych dzieci i wnuków – im bardziej będzie zubożony nasz duch dzisiaj, tym większy będzie uszczerbek na zdrowiu duchowym i fizycznym naszych potomków.
Informacje, które otrzymałem, badając biopolowe struktury ludzkości, są bardzo poważne. Potencjał duchowy nagromadzony przez świętych, jasnowidzących i założycieli światowych religii jest obecnie prawie zupełnie wyczerpany, a nierozwinięte myślenie strategiczne stanowi ogromne niebezpieczeństwo. Kolosalne możliwości bioenergetyki są kierowane nie na rozumienie otaczającego nas świata, na przewidywanie i ostrzeganie przed nadciągającymi problemami, ale na rozwiązywanie prymitywnych taktycznych, bieżących zadań.
Ludzkość zbliżyła się do tej granicy, za którą jest albo duchowe odrodzenie, albo zagłada. Ratunek zależy od osobistego duchowego poszukiwania każdego człowieka, zdania sobie sprawy z tego, na ile każdy z nas jest odpowiedzialny za losy ludzi i istnienie wszechświata.
Proszę sobie wyobrazić taki oto obrazek. Kogoś, kto chciał zostać kierowcą samochodu,wsadzono do pojazdu, zawiązano mu oczy, dano do ręki kierownicę, pokazano, gdzie się naciska na gaz i na tym się zakończyła nauka. Taki jest obecnie w przybliżeniu poziom wiedzy w dziedzinie bioenergetyki. Można ją zdobyć stosunkowo szybko za niemałe pieniądze w licznych szkołach bioenergoterapeutyki. Szkoły te różnią się od siebie tylko “marką samochodu” i “mocą silnika”.
A należałoby zacząć od nauczenia się praw ruchu drogowego i budowy pojazdu. Bez rozumienia otaczającego nas świata i siebie, bez poważnego przygotowania konsekwencje wchodzenia w bioenergetykę mogą być bardziej niebezpieczne niż prowadzenie samochodu z opaską na oczach, dlatego też ta książka jest poświęcona prawom zachowywania się w sferze ducha.
Jeszcze jedno ostrzeżenie. Dla pełniejszego przedstawienia tematu muszę przekazywać część informacji dotyczącej technik wchodzenia w struktury pola. Nie radzę nikomu próbować po przeczytaniu książki robienia tego samego. Jest to niebezpieczne nie tylko dla tego, kto lekkomyślnie próbowałby naśladować moje doświadczenie, lecz także dla jego rodziny. Może się tym zajmować bardzo ograniczony krąg ludzi mających określone zdolności, odpowiednio do tego przygotowanych.
I już na koniec: wielu Czytelników napotka w książce zupełnie nieoczekiwane i nowe dla nich informacje, przypominające sceny ze świata fantastyki. Jestem badaczem i chociaż przedstawione fakty czy wywody mogą się Państwu wydawać nieprawdopodobne, taka jest nasza obecna rzeczywistość, wielokrotnie sprawdzona i potwierdzona wynikami mojej pracy”. Siergiej Łazariew
Wszyscy jesteśmy członkami załogi tego dziurawego statku, oświeceni czy nie, zatem nie wystarczy pracować wyłącznie nad sobą, tylko we właściwy sposób szerzyć słuszny światopogląd, aby wraz z nim nie zatonąć.
To wprawdzie trudne zadanie, ale nie niewykonalne.
Na sam koniec: przepraszam, za brak odstępów w poprzednich komentarzach, które zawsze stosuję, ale nigdy wcześniej nie pisałam komentarzy na blogach (sama też takowego nie prowadzę), więc pokierowałam się oszczędnością miejsca, do czego przyzwyczaiło mnie okazjonalne pisanie w okienkach :). Mam nadzieję, że tym razem wszystko z tym jest OK, a za wykonaną za mnie pracę śliczne dzięki 🙂 ! Pozdrawiam 😉 .
Student
Iwono, dziękuję za bardzo szczegółowy komentarz. Trochę się Tobie dziwię, bo książka Ruedigera Dahlke oraz psychologa Thorwalda Dethlefsena mówi o harmonii, a Łazariewa o karmie. Jest to jednak inny punkt widzenia. Mam nadzieję, że może daje się go połączyć. Piszesz, że wyszłaś z choroby tarczycy po zastosowaniu Kursu cudów. Cieszę się więc i z dzieła KC i z pracy „Choroba drogą do samopoznania”. Powiedz mi wobec tego: jak widzisz KC, jako dzieło odwołujące się do karmy czy do harmonii? A może stoi zupełnie na innym gruncie? Pozdrawiam 🙂
Iwona
Dzień dobry Drodzy Przyjaciele :>) , chciałabym dorzucić kilka zdań do tego bardzo ważnego wątku, jakim są choroby, trapiące – chyba bez wyjątku – każdego z nas. Otóż wiele lat temu, gdy mieszkałam jeszcze poza Polską, w pewnych „szczególnych” okolicznościach trafiłam na książkę niemieckiego lekarza internisty Ruedigera Dahlke oraz psychologa Thorwalda Dethlefsena pt. „Choroba drogą do samopoznania”. Krótki fragment ze wstępu:
Jest to książka niewygodna, gdyż odbiera człowiekowi chorobę jako alibi dla jego nie rozwiązanych problemów. Chcemy w niej pokazać, że chory nie jest niewinną ofiarą jakichś niedoskonałości natury, lecz także sam jest sprawcą swej choroby. Nie mamy przy tym na myśli jakiegoś zanieczyszczenia środowiska, cywilizacji, niezdrowego trybu życia lub tym podobnych znanych „winnych”; chcielibyśmy natomiast na plan pierwszy wysunąć metafizyczny aspekt „bycia chorym”. Symptomy widziane od tej strony okazują się cielesnymi formami wyrazu konfliktów psychicznych, a poprzez swą symbolikę wskazują każdorazowy problem pacjenta.(…)
Chociaż ci dwaj autorzy również odwołują się do aspektów psychicznych choroby (jak również wypadków losowych), to jednak ich wykładnia różni się dość mocno od wykładni Nowej Medycyny Germańskiej. Dopiero w tym roku trafiłam na Kurs Cudów, ale zaopatrzyłam się w kilka dodatkowych książek z nim związanych, które ułatwiają jego naukę i rozpoczęłam samodzielne studia nad nim. W oparciu o moje dotychczasowe doświadczenia, zrozumienie wymowy choroby (lub zdarzenia losowego), właściwe odkodowanie zawartej w niej (w nim) informacji o błędzie tkwiącym w naszym „nieprawidłowym umyśle” pomaga w „odczynianiu ego”. Nie jest to zbyt łatwy i szybki proces (w zależności jakim ego się dysponuje), ale bardzo skuteczny, gdyż sygnały ciała pomagają dostrzec błędy tkwiące niejednokrotnie głęboko w podświadomości.
Przynajmniej w moim przypadku działa to na 100%, aczkolwiek dochodzenia do sedna problemu, poprzez wnikanie w wewnętrzny świat myśli i uczuć częścią siebie zwaną „OBSERWATOREM” i odnajdywanie w nim tkwiących tam błędów nie mam jeszcze opanowanego na poziomie mistrzostwa 🙂 . Nie wszystkie bowiem dolegliwości opisywane w coraz liczniejszych publikacjach są właściwie interpretowane. Tak też jest u w/w autorów, choć uważam, że ich poglądy są bardziej trafne, niż te, które proponuje NMG. Niemniej jest to już jakiś ważny punkt wyjściowy do zrozumienia istoty choroby, którą ci dwaj niemieccy badacze zwą drogą do samopoznania (tytuł innego polskiego wydania brzmi wręcz: „Choroba twoim przyjacielem” 🙂 . Dodam jeszcze, że Kurs Cudów, który sukcesywnie (choć dość powoli) poznaję jest mi w tym niezmiernie pomocny i ubolewam, że w natłoku spraw dnia codziennego nie mogę szybciej zapoznawać się z jego fascynującą, choć niekoniecznie łatwą, treścią. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę wszystkiego dobrego.
Student
Iwono, dziękuję za wnikliwe uwagi i informację o książce Ruedigera Dahlke oraz psychologa Thorwalda Dethlefsena pt. „Choroba drogą do samopoznania”. Pozdrawiam Student
Iwona
Ja dziękuję za odpowiedź :). Jeśliby Cię, drogi Studencie, interesowała ta książka (o ile wiem, obecnie niedostępna na rynku w wersji papierowej), to można znaleźć ją w wersji PDF w sieci. Wystarczy wpisać jej tytuł: „Choroba drogą do samopoznania”. Ja często w kontaktach z innymi osobami nawiązuję do jej treści i rekomendując jej lekturę, staram się tym samym, zachęcić innych do zmiany spojrzenia na rolę chorób (i wypadków) w świecie naszych ego (lub w świecie poziomu II 🙂 ). Na tym etapie Kurs Cudów jest jeszcze zbyt hermetyczny w swej treści, aby jego rozpowszechnianie w szybkim tempie było możliwe.
Jednakże olbrzymie i coraz bardziej nasilające się problemy w tzw. „służbie zdrowia” być może staną się przyczyną do szukania innych środków w trosce o własne zdrowie i wynikające zeń samopoczucie, skoro ludzkość z naszego świata snu stawia tak silny opór przed zmianą światopoglądu. Nie wiem, czy słusznie rozumuję, biorąc pod uwagę, że świat wokół mnie jest odzwierciedleniem stanu mego umysłu, no ale czytam i słucham co inni mają do powiedzenia o życiu i zauważam kolosalne różnice…
Mój obecny partner niezmiernie różni się ode mnie, jest do tego stopnia ateistyczny, że nawet nie uznaje istnienia Siły Wyższej (jak radzone jest w Metodzie 12 kroków), bez odwoływania się do jakiejkolwiek formy Boga Stworzyciela. Pół żartem, pół serio stwierdza, że owszem, jest skłonny uznać, że jest siła wyższa, która obecnie nazywa się PiS (nie wiem, czy śmiać się, czy płakać :)? ). Zastanawiam się, jaki aspekt mego ego odzwierciedla się w nim, jeśli los zetknął nas ze sobą… Tych różnic jest znacznie więcej. To tak w aspekcie poczucia samotności, na którą kursanci zwracają uwagę także na stronach Twego bloga. Pozdrawiam serdecznie ze Szczecina 🙂 .
Student
Droga Iwono! Dziękuję, poszukam książkę z chęcią. Co do zmian mentalności ludzkości, to zachodzą niezwykle wolno lub wcale nie zachodzą. Czas jest ograniczony, bo brak zmian pozytywnych wywoła kryzys lub kataklizm. A potem od nowa… Ale samego Boga nie pozbawi to oczywiście bytu. Więc ja bym się nie martwił, tylko wybaczył wszystkim i wszystkiemu. Byle skutecznie. Spojrzał w lustro i przekonał się, co teraz widzę. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Student
Iwono, już tę książkę posiadam. Dziękuję 🙂
A.W
Witaj Studencie:) A czy słyszałeś może o odkryciu dr Hamera i jego Nowej Germańskiej Medycynie? Piszesz że choroba to nasz wybór, poniekąd masz rację. To czy chorujemy czy nie kompletnie nie zależy od czynników zewnętrznych. Wg NGM choroba to tak na prawdę program ratunkowy, dyskietka którą Bóg „odpala” natychmiast po tym, jak przydarzy nam się coś strasznego, traumatycznego, coś z czym nie możemy sobie poradzić. Oczywiście w świetle KC, wszystko to nie ma sensu… Czy możesz się do tego ustosunkować? Pozdrawiam serdecznie
Student
Zetknąłem się z NGM i z jej doskonalszą odmianą – Totalną Biologią. Mam jednak wrażenie, że ta nauka zgadza się z nauką Kursu cudów. Dlatego NGM bardzo lubię. Nie wydaje mi się, że Bóg tak nas po prosu ratuje. Raczej przez objawy zewnętrzne pokazuje nam, że mamy nierozwiązany wewnętrzny problem. I dopiero, gdy sami spojrzymy w sposób dojrzały na ten problem – to zostaniemy uzdrowieni. Samo się to nie stanie (bez naszej świadomości). Mówi o tym zarówno Kurs jak i Totalna Biologia. Na wczesnym etapie NGM uczyła, że wystarczy się o tym problemie dowiedzieć, teraz już uczą, że należy dojrzale „wybaczyć” ten problem. Tj. zo-baczyć inaczej. Pozdrawiam
Maciek
Witajcie kochani
Doszedłem do wniosku, że w chwili gdy pokazałem koledze tatuaż ,, BÓG JEST” on dokonał na moje ciało projekcji nieświadomej winy. Czy wiecie może jak takie rzeczy się odczynia bo czasami aż mnie po prostu mdli. Proszę o pomoc.
Maciej
Student
Działań duchowych nie należy komplikować. Jeśli coś jest do odczynienia (ang. undo) czyli poprawnie po polsku do usunięcia, to usuwamy to tak jak wszystko, co nie istnieje. Wiele wpisów mówi o tym. Np. https://kurs-cudow.pl/ostateczna-prawda-o-bogu-swiecie-i-o-tobie Pozdrawiam 🙂
Maciek
Studencie problem został rozwiązany. Szczegółowo jest to opisane przez Pursah na str.53 Zniknięcia. Myślałem, że zostałem stworzony w obecnej formie przez Boskość. Po prostu zaprzeczyłem zagadnieniu Boga. Bo nie da się tym zajmować póki pozornie żyjemy w ciele.
Pozdrawiam
Maciek
Otóż zrobiłem sobie kiedyś tatuaż na plecach ,, BÓG JEST ” i chyba straciłem postrzeganie ciała jako neutralne, i myślę, że to jest przyczyną tych wszystkich prób.
Maciek
Drogi Studencie mam pytanie: otóż jak poradzić sobie z ,, próbami” obdarzania rzeczy ludzkimi atrybutami?
Pozdrawiam Maciej
Student
Nie bardzo rozumiem, dlaczego traktujesz to jak problem. Bo chcesz sobie radzić z czymś, co jest wg mnie naturalne. Moim zdaniem, skoro tylko Bóg jest, to wszystkie formy, które postrzegamy, są Nim. Wydaje się nam, że jest ich dużo i są oddzielne, ale naprawdę to jest Jeden Bóg. I teraz dalej idąc śladem ludzi, którzy już to widzą, możemy nie czynić żadnej różnicy pomiędzy ludźmi, zwierzętami, roślinami i minerałami. Możemy i nawet powinniśmy się do nich zwracać tak samo jak do ludzi.
To będzie oddawać ich jedną Bożą naturę. Wielu nauk na ten temat udzielił don Juan Carlosowi Castanedzie. Np. zachęcał go do tego, aby pytał rośliny, w jakich chorobach może mu pomóc i oczekiwał odpowiedzi. Roślina do niego mówiła co i jak. A po jej spożyciu, dziękował jej za jej usługę. Kurs cudów wiele mówi o braku oddzielenia i Jedni wszystkiego w Bogu. Także nie zabrania mówienia do ludzi po ludzku choć nie jest to język Boga. Takie jest moje zdanie na ten temat. Pozdrawiam 🙂