Skrajnie ambiwalentne emocje wyzwalają w ludziach myśli o Kursie cudów. Od zachwytu nad zawartą w nim mądrością, czasami prowadzącego do uznawania go za Pismo Święte XXI wieku, aż do nieskrywanej niechęci wyrażanej słowami „bełkot”, „herezja” itp. W obu wymienionych grupach komentatorów znajdują się tacy, którzy widzą w nim lub też chcieliby w nim widzieć miły im, a więc zgodny z ich oczekiwaniami, obraz otaczającego świata. A tu wbrew temu bardzo często w Kursie dostrzegamy opis przykrych zjawisk wynikających z natury ego, której cały ten tzw. „świat” jest podporządkowany. Prawda o skutkach działania zasady ego jest, jak powszechnie wiadomo, doprawdy wstrząsająca.
Tag: praktyka Strona 5 z 8
Którym z tych słówek posługujesz się częściej? Czy wiesz, że ich użycie przez ciebie pokazuje, w którą stronę zmierzasz na swej duchowej ścieżce? Czy ulegasz degeneracji, czy też wspinasz się do szczytu? Oto one: jedno to „ale”, a drugie – „mimo”. Zaraz ci powiem, dlaczego tak jest i co możesz zrobić, aby jedno z nich wykorzystać jako drabinę do Nieba. Czy jesteś szczęśliwy? Odpowiedz mi tylko na to pytanie, a ja ci wyjaśnię, co się za twoją odpowiedzią kryje.
Rozpowszechnienie w naszych czasach praktyk medytacyjnych i kontemplacyjnych stwarza sugestię, że duchowość zasadza się na nich, aby dać adeptom możliwość czy to bycia bardziej szczęśliwym, czy też odrodzenia się w lepszej rodzinie, czy wreszcie oświecenia lub wyzwolenia. Co na to nasz Kurs cudów? Czy także zaleca nam podobne ćwiczenie medytacyjne? Pozornie wydawać by się mogło, że Lekcje Kursu są medytacjami, ale jeśli chcemy stosować naukę Kursu, musimy sobie uświadomić istotę skutecznej praktyki zalecanej przez Kurs. Oto prezentacja nauki Kursu.
Jak kwiat pragnie wody – tak człowiek pragnie Boga. Czyżbyś miał wątpliwości? Powiesz może, że tak wielu ludzi bawi się tym światem, cierpi na tym świecie i umiera w końcu nie pragnąc Boga zupełnie… Ale czy to może być prawda? Nie, to nie jest prawda. Gdy obserwuję ludzi, to mam wrażenie, że w każdym drzemie pragnienie bycia szczęśliwym, kochanym, bogatym, zdrowym, bezpiecznym, silnym, mądrym… Czy zgodzisz się ze mną? Tak, to jest właśnie światełko, które oświeca serce każdego człowieka. Jest „wieczną lampką”, w którą wyposażony jest każdy człowiek. To jest właśnie jego wewnętrzny kierunkowskaz. Pokazuje mu przecież drogę do Boga. Czy to wszystko? O nie! To jest dopiero początek.
„Jezus przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice? Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże. (…) To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: Idź, obmyj się w sadzawce Siloam – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc.” (Ew. Jana 9,1-7) Zdarza się, iż niektórzy czytający te słowa sądzą, że Bóg stwarza choroby, aby w przypadku uzdrowienia móc pokazać swą dobroć. Uważam to za błąd i pragnę poniżej pokazać, że z zacytowanej historii wynika dla praktykujących Kurs cudów zupełnie inny – cudownie praktyczny wniosek.
czyli powab świata
Czy wiesz kiedy pójdziesz do Nieba? Abym mógł ci odpowiedzieć na to pytanie, muszę wiedzieć, czy zależy ci na tym, aby się znaleźć w Niebie. Gdybyś mi odpowiedział, że ci nie zależy – to mam prostą odpowiedź: przy takim stanie umysłu nie znajdziesz się w Niebie. Masz przecież „normalny” stan umysłu. I dlatego żyjesz w ziemsko-piekielnych warunkach. Mówiąc po katolicku: jesteś wciąż w czyśćcu, tyle, że nigdy do końca oczyścić się nie możesz. Co się oczyścisz – to się ubrukasz. Twoja nieświadomość tego procesu uniemożliwia ci skorygowanie jakości twojego umysłu. Nie gniewaj się, ale jeśli mi mówisz, że nie zależy ci na tym, aby znaleźć się w Niebie, to wygląda na to, że nie wiesz co jest dobre, a co złe dla ciebie. Wygląda to tak, jakbyś wybrał dla siebie cierpienie. Sądzę, że nie byłeś zbyt świadomy tego wyboru. Masz po prostu bardziej lub mniej pomieszany umysł. Nieprzejrzysty, nieklarowny, zakurzony szumem zawirowanego świata. Zawsze kiedy cierpisz – nie dziw się, to jest konsekwencja tego twojego wyboru i stanu twojego umysłu.
Czasem słyszę, jak krytycy Kursu cudów zarzucają mu zbytnią obszerność w opisywaniu działań ego, a także powtarzanie tych samych wątków. Krytykują przy tym idee Kursu jako niezgodne albo z ich poglądami albo też z oczywistymi poglądami społeczeństwa. To jest zrozumiałe – gdyż w przeciwnym wypadku społeczna świadomość Boga ujawniłaby swoje zbawienne postrzegane owoce. Przyjrzyjmy się więc dwóm poglądom blokującym umysł przed poznaniem Boga oraz wspomnijmy o dwóch metodach Kursu, które je likwidują.
Kiedyś spotkałem na przystanku tramwajowym kolegę. Zapytany, co aktualnie praktykuje (poznaliśmy się na jodze), odparł, że Buddyzm. Gdy dowiedział się, że jestem uczniem Kursu cudów, roześmiał się i skwitował sprawę mówiąc, że „takie nowoczesne, amerykańskie sprawy go nie interesują”. Przyjazd tramwaju zakończył tę krótką wymianę zdań. Gdy się nad jego słowami zastanowiłem, sięgnąłem do swoich wielostronnych lektur. Interesującymi dla mnie wnioskami podzielę z wami natychmiast.
Czym jest cud? Odpowiedź znajdziesz oczywiście w Kursie cudów. A co mówią o tym „nauczyciele narodów”? Teologowie lubią mówić, że cuda czyni Bóg zawieszając prawa natury, które sam ustanowił. Rabini dodają, że istotną cechą cudu jest jego statystycznie rzadkie występowanie. Zestawiając te uwagi z praktyką ewangelicznego Jezusa, powiedzieć musimy, że w tym świetle ani jedna, ani druga uwaga nie jest prawdziwa. Jezus nie odmówił usunięcia gorączki teściowej Piotra uzasadniając to np. tym, że „uleczenie gorączki jest całkiem naturalne”. Podobnie nie odmawiał czynienia cudów, gdy ludzie przychodzili do Niego tłumnie, tłumacząc się tym, że np. „nie można czynić statystycznie zbyt dużo cudów naraz”. Poniżej pokażę, jak „okazja może uczynić z ciebie cudotwórcę”. (foto momjunction.com)
Pierwszych dwadzieścia lekcji w Książce ćwiczeń Kursu cudów sprawiają duży kłopot początkującym studentom, gdyż nie wyjaśniając dogłębnie problematyki – prowadzą krok po kroku ścieżką rozpoznania zjawisk percepcyjnych. Przypominać to może skok kogoś nieumiejącego pływać, na głęboką wodę basenu. Na szczęście możemy być pewni, że na brzegu stoi trener z długim kijem, którego podsuwa nam wtedy, gdy tylko zanurzymy się pod wodę. Właśnie ja sam w ten sposób nauczyłem się pływać:). Dosłownie, ale i w przenośni. Przerabiałem bowiem Lekcje trzy razy, z odstępami roku na studiowanie Tekstu. Teraz mogę powiedzieć, że warto było. Gdyż po pierwszych 20 lekcjach „pływałem” już coraz lepiej i tym samym czynność ta sprawiała mi coraz większą przyjemność. Poniżej podzielę się swą interpretacją pierwszych, najtrudniejszych 20 lekcji, w formie dialogu syna z tatusiem. (W nawiasach podano numery wykorzystanych w konkretnych wypowiedziach tytułów lekcji).