Jak kwiat pragnie wody – tak człowiek pragnie Boga. Czyżbyś miał wątpliwości? Powiesz może, że tak wielu ludzi bawi się tym światem, cierpi na tym świecie i umiera w końcu nie pragnąc Boga zupełnie… Ale czy to może być prawda? Nie, to nie jest prawda. Gdy obserwuję ludzi, to mam wrażenie, że w każdym drzemie pragnienie bycia szczęśliwym, kochanym, bogatym, zdrowym, bezpiecznym, silnym, mądrym… Czy zgodzisz się ze mną? Tak, to jest właśnie światełko, które oświeca serce każdego człowieka. Jest „wieczną lampką”, w którą wyposażony jest każdy człowiek. To jest właśnie jego wewnętrzny kierunkowskaz. Pokazuje mu przecież drogę do Boga. Czy to wszystko? O nie! To jest dopiero początek.
„Jezus przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice? Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże. (…) To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: Idź, obmyj się w sadzawce Siloam – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc.” (Ew. Jana 9,1-7) Zdarza się, iż niektórzy czytający te słowa sądzą, że Bóg stwarza choroby, aby w przypadku uzdrowienia móc pokazać swą dobroć. Uważam to za błąd i pragnę poniżej pokazać, że z zacytowanej historii wynika dla praktykujących Kurs cudów zupełnie inny – cudownie praktyczny wniosek.
czyli powab świata
Czy wiesz kiedy pójdziesz do Nieba? Abym mógł ci odpowiedzieć na to pytanie, muszę wiedzieć, czy zależy ci na tym, aby się znaleźć w Niebie. Gdybyś mi odpowiedział, że ci nie zależy – to mam prostą odpowiedź: przy takim stanie umysłu nie znajdziesz się w Niebie. Masz przecież „normalny” stan umysłu. I dlatego żyjesz w ziemsko-piekielnych warunkach. Mówiąc po katolicku: jesteś wciąż w czyśćcu, tyle, że nigdy do końca oczyścić się nie możesz. Co się oczyścisz – to się ubrukasz. Twoja nieświadomość tego procesu uniemożliwia ci skorygowanie jakości twojego umysłu. Nie gniewaj się, ale jeśli mi mówisz, że nie zależy ci na tym, aby znaleźć się w Niebie, to wygląda na to, że nie wiesz co jest dobre, a co złe dla ciebie. Wygląda to tak, jakbyś wybrał dla siebie cierpienie. Sądzę, że nie byłeś zbyt świadomy tego wyboru. Masz po prostu bardziej lub mniej pomieszany umysł. Nieprzejrzysty, nieklarowny, zakurzony szumem zawirowanego świata. Zawsze kiedy cierpisz – nie dziw się, to jest konsekwencja tego twojego wyboru i stanu twojego umysłu.
Czyż nie jest to dla nas radosna wieść, że mimo silnych głosów tropicieli herezji działających na łonie Kościoła Katolickiego (KK), udało się tej ogromnej i bezwładnej organizacji dokonać epokowego zwrotu w kierunku, o którym nie mogło być mowy od 2000 lat? Byłby to może dla nas mało interesujący temat, gdyby nie fakt, że okręt nauki katolickiej obrał w pewnym miejscu doktryny kurs, którym śmiało podąża łódź Kursu cudów (KC). A więc drodzy Katolicy – cieszcie się! Teraz studiując Kurs, już nie jesteście heretykami w pewnym niezwykle istotnym zarówno dla Kursu jak i dla Kościoła Katolickiego punkcie. Który to ważny dogmat wiary katolickiej został w ostatnich latach zmieniony (tak! zmieniony!) i jak zostało to wielokrotnie potwierdzone?
Czasem słyszę, jak krytycy Kursu cudów zarzucają mu zbytnią obszerność w opisywaniu działań ego, a także powtarzanie tych samych wątków. Krytykują przy tym idee Kursu jako niezgodne albo z ich poglądami albo też z oczywistymi poglądami społeczeństwa. To jest zrozumiałe – gdyż w przeciwnym wypadku społeczna świadomość Boga ujawniłaby swoje zbawienne postrzegane owoce. Przyjrzyjmy się więc dwóm poglądom blokującym umysł przed poznaniem Boga oraz wspomnijmy o dwóch metodach Kursu, które je likwidują.
Dyskusja nad tym, w jaki sposób dochodzimy do Boga jest wielowątkowa. Poruszę teraz kwestię czasu. Czy zdobycie Boga przypomina skok na bank czy pieszą wędrówkę na koniec świata? Są ścieżki długie i krótkie. A jak to jest przedstawione w Kursie cudów?
Kiedyś spotkałem na przystanku tramwajowym kolegę. Zapytany, co aktualnie praktykuje (poznaliśmy się na jodze), odparł, że Buddyzm. Gdy dowiedział się, że jestem uczniem Kursu cudów, roześmiał się i skwitował sprawę mówiąc, że „takie nowoczesne, amerykańskie sprawy go nie interesują”. Przyjazd tramwaju zakończył tę krótką wymianę zdań. Gdy się nad jego słowami zastanowiłem, sięgnąłem do swoich wielostronnych lektur. Interesującymi dla mnie wnioskami podzielę z wami natychmiast.
Powiedzieć by można, że intelektualne rozważania mogą lecz nie muszą zbliżać nas do prawdy. Iluż filozofów jej pragnęło i nie nasycili się! A jednak rozważanie z otwartością serca – słów Brata, który idzie ścieżką daleko przed nami, z pewnością jest potężnym motorem ku prawdzie. Podkreślić trzeba – warunkiem jest otwartość naszego serca. Innym wielkim żaglem, który możemy rozstawić na prowadzące nas wiatry Ducha, jest modlitwa. Subtelna, miłosna kontemplacja wypływająca z głębi serca jednoczy nas z Ojcem natychmiast. Czy korzystasz także i z tej możliwości, do której zachęca nas Kurs?
Czym jest cud? Odpowiedź znajdziesz oczywiście w Kursie cudów. A co mówią o tym „nauczyciele narodów”? Teologowie lubią mówić, że cuda czyni Bóg zawieszając prawa natury, które sam ustanowił. Rabini dodają, że istotną cechą cudu jest jego statystycznie rzadkie występowanie. Zestawiając te uwagi z praktyką ewangelicznego Jezusa, powiedzieć musimy, że w tym świetle ani jedna, ani druga uwaga nie jest prawdziwa. Jezus nie odmówił usunięcia gorączki teściowej Piotra uzasadniając to np. tym, że „uleczenie gorączki jest całkiem naturalne”. Podobnie nie odmawiał czynienia cudów, gdy ludzie przychodzili do Niego tłumnie, tłumacząc się tym, że np. „nie można czynić statystycznie zbyt dużo cudów naraz”. Poniżej pokażę, jak „okazja może uczynić z ciebie cudotwórcę”. (foto momjunction.com)